sować, nie zmam się wcale na prawie, dosyć, że żyję tak oto z dnia na dzień.
— Oho! boi się, sądzi, że przyjechałem pożyczkę zaciągnąć — pomyślał d‘Artagnan. — O, mój przyjacielu — dodał głośno — lepiej daleko, że jesteś w tarapatach!...
— Dlaczego lepiej?... — rzekł Porthos.
— Ponieważ Jego Eminencja da wszystko, czego zapragniemy: majętności, gotówkę, tytuły...
— Aha!... więc to tak!... — zawołał Porthos, wytrzeszczając oczy.
— Za dawnego kardynała — ciągnął d‘Artagnan — nie potrafiliśmy korzystać ze szczęścia; a można było dużo otrzymać... Nie mówię o tobie, który posiadasz czterdzieści tysięcy liwrów dochodu i wydajesz się najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.
Porthos westchnął.
— A jednak — mówił dalej d‘Artagnan — pomimo twoich czterdziestu tysięcy liwrów dochodu, a może właśnie dlatego, że je posiadasz, niewielka korona na drzwiczkach twego powozu, bardzoby pięknie wyglądała. E!... e!... cóż o tom myślisz?...
— Ależ tak, mój drogi — odparł Porthos.
— Zapracuj na nią, mój kochany; czy nie widzisz, że masz ją na końcu twej szpady?... Nie będzemy sobie szkodzić wzajemnie. Twój cel, to tytuły; mój zaś pieniężna nagroda. Gdy zarobię tyle, aby odbudować Artagnan, który leży w gruzach od czasu, gdy przodkowie moi zbiednieli ze szczętem czasu wojen krzyżowych, gdy będę mógł kupie jakie trzydzieści morgów gruntu dokoła, usunę się ze świata, osiądę na ojcowiźnie i umrę spokojny; oto moje marzenia...
— Ja zaś — rzekł Porthos — chcę zostać baronem.
— Będziesz nim napewno.
— Czy nie pomyślałeś o naszych dawnych kolegach?... — zapytał Porthos.
— A jakże, byłem u Aramisa.
— A on czego pragnie?... czy chce zastać biskupem?...
— Aramis — rzekł d‘Artagnan, nie chcąc rozczarować Porthosa — wystaw sobie mój kochany, Aramis stał się prawdziwym klechą, jezuitą, a żyje, jak niedźwiedź prawdziwy. Wyrzekł się świata i pokus jego, myśli jedynie
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/122
Ta strona została przepisana.