D‘Artagnan podczas sceny poprzednio opijanej stal osłupiały, jak w ziemię wrosły. Zastał wszystko tak różne od tego, co zastać przypuszczał, iż w głowie mu się mieszała. Athos ujął go pod rękę i wyprowadził do ogrodu.
— Zanim podadzą kolację — rzekł z uśmiechem — miło ci będzie pewnie, mój przyjacielu, usłyszeć z ust moich pewne wyjaśnienia, gdyż, jak widzę, dziwi cię bardzo wszystko, coś zobaczył?
— Istotnie, panie hrabio — rzekł d‘Artagnan, czując odrazu przewagę, jaką zawsze miał nad nim Athos przez nieskończoną wyższość i delikatność postępowania.
Athos przypatrywał mu się z tkliwym uśmiechem.
— Pamiętaj, drogi d‘Artagnanie, iż nie ma tu wcale pana hrabiego. Jeżeli ja cię nazwałem rycerzem, to jedynie, aby zaprezentować gościom moim i ażeby wiedzieli, kim jesteś. Dla ciebie zaś, kochany przyjacielu, spodziewam się tego, jestem zawsze Athosem, twoim kolegą i przyjacielem. Czyż wolałbyś stanąć ze mną na stopie ceremcnjalnej dlatego, że mnie już nie kochasz
— O! Boże zachowaj!... — — rzekł gaskończyk ze szczerym wybuchem miłości, tak rzadkim w wieku dojrzałym.
— Powróćmy zatem do dawnego obyczaju i na początek bądźmy otwarci. Zadziwia cię wszystko, coś u mnie zastał?
— Nieskończenie.
— A najbardziej ja sam cię zadziwiam, przyznaj?
— Przyznaję.
— Młody jestem jeszcze, wszak prawda, pomimo czterdziestu dziewięciu lat? Można mnie poznać jeszcze.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/139
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVI
ZAMEK BRAGELONE