Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/150

Ta strona została przepisana.

dził rękawem brzegi kapelusza i zeszedł na dół. Gdy schodził z ganku, ujrzał Athosa, pochylonego i w pocie czoła szukającego czegoś w piasku.
— Dzień dobry, kochany gospodarzu, — rzekł d‘Artagnan.
— Dzień dobry, przyjacielu, czy dobrą noc miałeś?
— Doskonałą, Athosie, doskonałą, jak łóżko twoje, jak kolacja przed pójściem spać, jak twoje przyjęcie i gościnność. Czego tak szukasz zawzięcie? Czyś nie stał się przypadkiem amatorem tulipanów?
— Gdyby i tak było, nie powinieneś szydzić ze mnie. Na wsi gusty się zmieniają, uczymy się kochać bezwiednie te piękne rzeczy, jakim Bóg każe wyrastać z głębi ziemi, a jakiemi w mieście pogardzamy. Przyglądałem się irysom, które posadziłem obok basenu i które stratowano dziś rano. Ogrodnicy nasi są bardzo niedbali. Pojąc konie, pozwolili im deptać po grzędach.
D‘Artagnan rozśmiał się głośno.
— O! — zawołał — jesteś więc tego przekonania?
Poprowadził przyjaciela wzdłuż alei, gdzie znać było podobne ślady, jak te, które przygniotły irysy.
— Masz tu ich więcej, zdaje mi się, patrz no, Athosie — rzekł obojętnie.
— A! tak, to ślady zupełnie świeże!
— Świeże, — powtórzył d‘Artagnan.
— Któż tędy jechał rano? — mówił Athos niespokojnie. — Czy koń się wyrwał ze stajni?
— To nieprawdopodobne — odparł d‘Artagnan — ślady są równe i bardzo wyraźne.
— Gdzie jest Raul? — zawołał Athos — dlaczego nie widać go dotąd?
— Sza! — rzekł d‘Artagnan, kładąc palec na ustach.
— Co to znaczy? — zapytał Athos.
D‘Artagnan opowiedział, co widział, śledząc wrażenie na twarzy gospodarza.
— A! odgaduję teraz wszystko, — rzekł Athos, wzruszając ramionami — biedny chłopiec, pojechał do Blois.
— Pocóż tam pojechał?
— Dowiedzieć się o zdrowie małej La Valliere. Wiesz, tego dziewczątka, co nogę zwichnęło.
— Tak sądzisz?... — rzekł d‘Artagnan niedowierzająco.
— Nie tylko sądzę, ale pewny jestem, — odrzekł