— Aha!... — rzekł z kolei Athos.
— Pragnę nawet zasięgnąć rady twojej o czemś, co mi do głowy przyszło.
— Słuchani.
— Czy nie sądzisz, że właśnie teraz — czas wstąpić do służby wojskowej?
— Przecież ty jesteś w służbie, kochany d‘Artagnan.
— Mam na myśli służbę czynną. Czyż dawne życie nasze nie nęci cię? a gdybyś miał zapewnione korzyści prawdziwe, czyż nie chciałbyś rozpocząć go nanowo razem ze mną i z naszym przyjacielem Porthosem?
— A! więc to jest propozycja twoja?... — rzekł Athos.
— Otwarta i jasna.
— Chcesz, żebym się związał z wami?
— Tak.
— Za kogóż mam walczyć i przeciw komu?... — zapytał nagle Athos, mierząc gaskończyka jasnem spojrzeniem.
— Do djabła, jakże ci pilno!
— Przedewszystkiem jasno kwestję stawiam. Słuchaj dobrze, d‘Artagnam. Jest tylko jedna osoba, a raczej jedna sprawa, w której człowiek taki, jak ja, może być przydatny: to sprawa króla.
— W istocie — rzekł muszkieter.
— Tak; lecz porozumiejmy się — ciągnął poważnie Athos — jeżeli przez sprawę królewską rozumiesz sprawę pana Mazariniego, to się rozchodzimy w pojęciach.
— Przecież ja nie mówiłem... — zaczął gaskończyk zmieszany.
— Dosyć, d‘Artagnanie — przerwał Athos — nie grajmy w chowanego. Twoje wahanie, wykręty, mówią mi z czyjej strony przybywasz. Rzeczywiście, do tej partji nikt nie przyznaje się głośno i otwarcie; a gdy kto rekrutuje dla niej obrońców, spuszcza głowę i cicho mówi...
— O, kochany Athosie — przerwał d‘Artagnan.
— Wiesz dobrze, że nie pod twoim adresem to mówię — ciągnął Athos — ty przecie jesteś perłą ludzi zacnych i walecznych. Mówię o tym włochu, nędznym intrygancie, o tym pisarku, pragnącym przystroić głowę koroną, skradzioną podle z pod poduszki królewskiej; o tym błaźnie, mianującym sprawę swoją sprawą monarchy, o tym, który ośmiela się książąt krwi wtrącać do więzienia, nie mając odwagi odebrać im życia, jak to czynił nasz wielki
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/152
Ta strona została przepisana.