Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/154

Ta strona została przepisana.

gnąć i skombinować, co dalej robić, albowiem każdy na swoją rękę nic nigdy nie zdziała.
— To prawda. Mówiłeś o Porthosie; czyś go nakłonił do szukania fortuny? Lecz on ją już posiada.
— Bezwątpienia... jest bogaty; lecz człowiek taką ma naturę, iż zawsze czegoś pożąda.
— Czegóż Porthos pragnie?
— Zostać baronem.
— A! prawda, zapomniałem — rzekł Athos ze śmiechem.
— Skądże on o tem wiedział?... — pomyślał d‘Artagnan. — Czyżby się komunikował z Aramisem? Gdybym mógł dojść tego, wszystkobym już wiedział.
Na tem przerwano rozmowę, gdyż w tej chwili bowiem wszedł Raul.
Athos miał zamiar połajać go łagodnie, lecz chłopiec tak smutną miał minę, że nie stało mu odwagi; miast napominać — zapytał tedy, co mu się stało.
— Czy malutka sąsiadka jest bardziej cierpiąca?... — rzekł d‘Artagnan.
— O, panie — odparł Raul, wzdychając boleśnie — upadek był nieszczęśliwy, doktór obawia się, czy nie zostanie kulawa na całe życie.
— Byłoby to okropne!... — rzekł Athos.
D‘Artagnan miał żarcik na końcu języka, lecz, widząc, jak Athos współczuje zmartwieniu chłopca, powstrzymał się narazie.
— To mnie najwięcej boli, — mówił Raul — że temu nieszczęściu ja jestem winien.
— Jakto?... ty, Raulu?... — zapytał Athos.
— Bezwątpienia; czyż nie dlatego, aby przybiedz do mnie, skoczyła ze stosu drzewa?
— Pozostaje ci jedno tylko zadośćuczynienie, kochany Raulu, ożenić się z małą — rzekł d‘Artagnan.
— Panie! nie żartuj z prawdziwej boleści — odrzekł Raul.
Czując potrzebę samotności, aby wypłakać się do woli, poszedł do swego pokoju i powrócił dopiero na śniadanie. Dobra komitywa przyjaciół nie zachwiała się pomimo sprzeczki porannej; jedli też z wyśmienitym apetytem, spoglądając od czasu do czasu na smutnego Raula, który z oczami, pełnemi łez, zaledwie dotknął posiłku.