Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/162

Ta strona została przepisana.

biał on winnemu mu uszanowaniu; jednakże zachował całą swoją powagę.
Gdy La Ramée wyśmiał się do syta, otarł oczy, czując, że wypada usprawiedliwić się z wesołości, niezbyt stosownej.
— Uciec?... monsiniorze, on ma uciec?... Czyż Wasza Eminencja nie wie, gdzie pan de Beaufort się znajduje?
— I owszem, mój panie, wiem, iż siedzi w wieży Vincennes.
— Nieinaczej, monsiniorze; a przytem w celi, której mury mają siedem stóp grubości, a okna w niej podwójnie zakratowane sztabami, jak moje ramię.
— Mój panie — odparł Mazarini — cierpliwością wszelki mur przewiercić można, najgrubszą sztabę przepiłować sprężyną od zegarka.
— Wasza Eminencja i o tem wie zapewne, iż pilnuje go ośmiu ludzi, czterech w korytarzu, a drugie tyle w samej celi i że straż ta ani na chwilę go nie opuszcza.
— Ale wychodzi, bawi się, gra w piłkę!
— Monsiniorze, rozrywki podobne dozwolone są więźniowi. Wszelako, gdy Wasza Eminencja rozkaże można mu ich zakazać.
— Ależ nie, wcale nie — zawołał Mazarini obawiając się, że, gdyby pozbawił go wszelkich przyjemności, więzień więcej jeszcze rozwścieczony byłby przeciw niemu — na wypadek, gdyby wyszedł z Vincennes. — Pytam jedynie z kim grywa?...
— Z oficerami straży, monsiniorze, ze mną, lub z innymi więźniami.
— A może wśród gry zbliża się do murów zbytecznie.
— Czyż Wasza Eminencja nie zna murów tamtejszych?... Mają one sześćdziesiąt stóp wysokości, a wątpię, aby panu de Beaufort tak sprzykrzyło się życie, iżby chciał skręcić kark, skacząc z nich do fosy.
— Hm!... — chrząknął kardynał, czując pewne uspokojenie. — Więc powiadasz, kochany panie la Ramée...
— Że jeżeli pan de Beaufort nie potrafi przemienić się w ptaka, ja za niego ręczę.
— Strzeż się! nie ufaj sobie zbytecznie — mówił Mazarini. — Pan de Beaufort do straży, która go prowadziła, powiedział, że często o uwięzieniu swojem myślał i na