pięt dział, a w kazamatach trzydzieści tysięcy ładunków do wystrzelania; zmiażdżyłbym ich bez trudu.
— Tak, lecz, wystrzeliwszy trzydzieści tysięcy razy, musiałbyś nareszcie oddać im wieżę, a ja byłbym zmuszony powiesić pana, z czego nie byłbym markotny z pewnością.
Pan de Chavigny znowu się księciu głęboko ukłonił.
— Ja zaś, jaśnie oświecony książę — odpowiedział pan de Chavigny — niechby pierwszy łyk przestąpił próg moich galeryj podziemnych, lub nogę na szańcu postawił, byłbym zmuszony — z wielkim żalem — zabić cię własną ręką, gdyż powierzony mi jesteś osobiście i obowiązany jestem oddać cię umarłego lub żywego.
I znowu się kłaniał jego książęcej mości.
— Zapewne — prowadził swoje książę — lecz skoro niema wątpliwości, że ci zuchy nie przyszliby przed powieszeniem monsiniora Gulia Mazarini, nie śmiałbyś pan podnieść na mnie ręki, z obawy, aby paryżanie nie rozerwali cię czterema końmi, co jest troszeczkę mniej przyjemne, niżeli na szubienicy zawisnąć, nieprawdaż?
Niesmaczne te żarciki trwały nieraz dziesięć minut, kwadrans, dwadzieścia minut najwyżej, lecz zawsze kończyły się w ten sposób. Pan de Chavignv zwracał się ku drzwiom, wołając:
— Hola! Ramée!
La Ramée wchodzi!.
— Słuchaj-no — kończył de Chavigmy — polecam ci najusilniej pana de Beaufort: obchodź się z nim ze wszelkiemi względami, należnemi jego imieniu i stanowisku, i dlatego nie trać go ani na chwilę z oczu.
I oddalał się, składając mu ukłon, pełen drwiącej grzeczności, co tamtego doprowadzało do największej pasji. La Ramée stał się tym sposobem nieodłącznym towarzyszem księcia, stróżem wiekuistym, cieniem nieodstępnym; lecz należy przyznać, że towarzystwo La Ramée, wesołego biesiadnika, pijącego potężnie, świetnego gracza w piłkę, dobrej duszy w gruncie, z jedną wadą dla pana de Beaufort, że przekupić się nie dawał, stało się dla księcia rozrywką raczej, niż nudą.
Inaczej rzecz się miała z panem de La Ramée; jakkolwiek oceniał do pewnego stopnia zaszczyt zamknięcia go w więzieniu z osobistością tak ważną, jednakże przyjemność pozostawania na stopie przyjacielskiej z wnukiem
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/173
Ta strona została przepisana.