Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/189

Ta strona została przepisana.

fortowi. Strzeżono go pilnie: ledwie skończył, a ukazał się La Ramé.
— Czy książę czego potrzebuje?... — zapytał.
— Zimno tu strasznie, musiałem ogień poprawić. Wiesz przecie, mój kochany, że pokoje twierdzy Vinceńskiej sławne są z chłodu. Możnaby w nich lód przechowywać, a na ścianach saletra osiada. Komnaty, w których życie zakończyli: Puylaurens, marszałek d‘Ornano i wielki jałmużnik, mój wuj rodzony, warte są tyle, co arszenik, jak mówiła pani de Rambouillet.
Książę podszedł napawrót do łóżka i wsunął piłkę pod siennik. La Ramée uśmiechnął się smutnie. W gruncie przywiązał się serdecznie do więźnia i pragnął, by go nic złego nie spotkało.
A przecież nie mógł zaprzeczyć temu, co książę mówił, trzy osoby, o jakich wspominał, zginęły tu nieszczęśliwie.
— O książę — powiedział — nie trzeba myśleć o tem... Takie myśli właśnie trują, a nie saletra...
— Poczciwiec z ciebie, mój drogi — rzekł książę — gdybym tak mógł wyjść, zjeść pasztet i popić dobrym burgundem u następcy ojca Martean, toby mnie trochę rozweseliło.
— Tu prawda, Wasza wysokość, pasztety są doskonałe, a wino, jak niema drugiego.
— W każdym razie — odparł książę — ani piwnica, ani kuchnia jego nie są więcej warte, jak pana Chavigny.
— O cóż chodzi Waszej książęcej mości — rzekł La Ramée — nikt przecie nie broni przekonać się... a nawet obiecałem mu...
— Masz rację, mój drogi, jeżeli mam tu pozostać przez całe życie, jak to Mazarini łaskawie powiada, muszę sobie na stare lata znaleźć pociechę, zrobię się koniecznie smakoszem...
— Mości książę — przerwał La Ramée, usłuchaj dobrej rady, nie czekaj z tem starości.
— Dobrze — rzekł do siebie de Beaufort — hojne niebiosa uposażyły każdego śmiertelnika jednym z grzechów śmiertelnych, a czasem i kilkoma, aby w danej chwili upadł bezpowrotnie; otóż okazuje się, że mój La Ramée podlega obżarstwu: to go zgubi. Skorzystajmy zatem z tej pięty Achillesowej.
Następnie odezwał się głośno: