Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/191

Ta strona została przepisana.

— Mój kochany, widzę z tego wszystkiego, że mi nie dowierzasz.
— Mość książę, przecież pojutrze Zielone Świątki.
— Cóż mnie obchodzą Zielone Świątki? Boisz się, aby Duch Święty nie zstąpił z nieba i nie otworzył drzwi mego więzienia?
— Nie obawiam się tego, lecz opowiadałem przecie księciu, co ten przeklęty astrolog przepowiedział.
— Cóż takiego mówił, nie pamiętam.
— Że w tym dniu Wasza książęca mość opuści Vincennes.
— O głupcze, to ty wierzysz astrologom?
— Ja nie dbam o nich, ale Monsinior Gulio obawia się; jako włoch rodowity, bardzo jest przesądny.
Książę wzruszył ramionami.
— Niechże się stanie, jak pragniesz — dodał z doskonale udaną obojętnością — zgadzam się na Grimauda, kiedy inaczej być nie może, lecz tylko na jednego Grimauda, nie chce nikogo więcej. Zajmij się sam wszystkiem, obstaluj śniadanie, jakie chcesz, jedyną potrawą, jaką ja mieć pragnę, jest pasztet, o którym mi mówiłeś. Powiedz, że to dla mnie, niech następca ojca Marteau wysili całą swą umiejętność, a w nagrodę będę u niego brał jedzenie nietylko przez czas pobytu w więzieniu, lecz i wtedy, gdy się stąd wydostanę.
— Książę nie może się pozbyć nadziei, że się stąd wydostanie? — rzekł la Ramée.
— Ma się rozumieć, choćby wtedy, gdy Mazarini umrze; piętnaście lat młodszy przecież jestem od niego. — Prawda i to — dodał z uśmiechem, — że w Vincennes żyje się prędzej...
— Mości książę — przerwał La Ramée — co mówisz?...
— Lub wcześniej się umiera, co na jedno wychodzi.
— Mości książę — rzekł La Ramée — idę zadysponować śniadanie.
— Sądzisz zatem, że nauczysz mnie pocieszać się dobrem jedzeniem?
— Mam tę błogą nadzieję, miłościwy panie — odparł La Ramée.
— Jeżeli zdążysz — mruknął pod nosem książę.
— Co książę mówi?... — zapytał la Ramée.
— Książę powiada, że nie żałujesz pieniędzy kardynała,