Znowu drzwi się otworzyły, i lokaj zaanonsował pana koadjutora. Wszyscy zwrócili się w tę stronę, bo imię tej osobistości poczynało być popularne. Athos poszedł za przykładem innych.
Znał tylko z nazwiska opata Gondy. Zobaczył młodego czarnego człowieczka, krzywego, krótkowidza, z rękami niezdatnemi do niczego, chyba, że do chwycenia za szpadę lub pistolet; na wstępie potknął się on o stolik i o mało go nie przewrócił; mimo to wszystko jednak miał na twarzy wyraz wyższości i dumy.
Scarron zawrócił na miejscu i potoczył fotel ku niemu. Parnia Paulet pozdrowiła go ręką.
— A co!... — odezwał się koadjutor, spostrzegając Scarrona, lecz wtedy dopiero, gdy się na niego natknął — popadłeś w niełaskę, opacie?...
Frazes ten był na porządku dziennym; sto razy powtórzony był tego wieczoru, a Scarron po raz setny musiał go odbijać konceptem: nie dziw, że zaciął się na chwilę.
— Pan kardynał Mazarini zechciał łaskawie o mnie pomyśleć — powiedział.
— Cudownie!... — wykrzyknął Ménage.
— Lecz jakże poczynać sobie będzie, aby nas nadal przyjmować?... — mówił dalej koadjutor. — Jeżeli dochody twoje zmniejszają się, będę zmuszony mianować cię kanonikiem katedralnym.
— O!... za nic w świecie — odparł Scarron — skompromitowałbym pana do reszty.
— Zatem masz jeszcze środki, o których my nie wiemy?...
— Zaciągnę pożyczkę u królowej.
— Ależ Jej Królewska Mość nic nie ma, coby do niej wyłącznie należało — odezwał się Aramis — wszak ona żyje pod prawem wspólnej własności?...
Koadjutor uśmiechnął się do Aramisa, i przyjacielsko kiwnął na niego palcem.
— Przebacz, drogi opacie — rzekł mu — spóźniasz się trochę, muszę ci zrobić podarek.
— Z czego?... — zapytał Aramis.
— Ze sznura do kapelusza.
Wszyscy zwrócili się w stronę koadjutora, który dobył z kieszeni sznur jedwabny osobliwszej formy.
— O!... to fronda!... — rzekł Scarron.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/216
Ta strona została przepisana.