niebezpieczeństwie?... — zapytał Aramis, napół ukryty za firanką okna.
— Niestety!... — odparł pan Ménage — bardzo jest niedobrze, i bardzo być może, iż opuści nas ten wielki człowiek, deseret orbem.
— A to dobre sobie!... — cierpko odezwała się panna Paulet — on miałby umrzeć!... nie głupi! Otoczony jest sułtankami, jak turek jaki. Pani de Sainton przyleciała i poi go buljonem. Pani la Renaudot wygrzewa mu prześcieradła, i tak samo wszystkie, skończywszy na przyjaciółce naszej, pani de Rambouillet, która śle mu ziółka raz po raz.
— Nie lubisz go, droga Parthénio — śmiejąc się, rzekł Scarron.
— O!... jakaż niesprawiedliwość, mój drogi chory!... do tego stopnia nie czuję dlań żadnej nienawiści, że z przyjemnością dawałabym na msze za pokój jego duszy.
— Nie darmo nazwano cię Lwicą, ukochana moja — odezwała się ze swego miejsca pani de Chevreuse — kąsasz bez litości.
— Zdaje mi się, że zanadto pani lekceważy wielkiego poetę — odważył odezwać się Raul.
— On... wielki poeta?... Zaraz znać, że z prowincji przybywasz, wicehrabio, jak mi przed chwilą sam powiedziałeś, i że nie widziałeś go nigdy. On!... wielki poeta?...
Pięć stóp ma zaledwie!
— Brawo!... brawo!... — zawołał mężczyzna wysoki, czarny i suchy, z dumnie podkręconym wąsem i ogromnym rapirem. — Brawo!... piękna Paulet!... Czas już tego V’oitura na właściwe miejsce sprowadzić. Znam się chyba na poezjach, a oznajmiam śmiało, iż jego utwory uważałem zawsze za mocno nieznośne.
— Kim jest ten junak? — zapytał Raul Athosa.
— Pan de Scudéry.
— Autor Klelji i Wielkiego Cyrusa?
— Komponował bajki do spółki ze swoją siostrą, która rozmawia w tej chwili z tą ładną osóbką, tam, przy panu Scarron.
Raul obejrzał się i zobaczył dwie twarze świeżo przybyłych osób: jedna z nich śliczniutka, wiotka i smutna, o pięknych czarnych włosach, z oczami aksamitnemi, jak bratki fiołkowe, połyskujące z pod listków złoconemi płat-
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/218
Ta strona została przepisana.