Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/219

Ta strona została przepisana.

kami; druga, wyglądająca na opiekunkę pierwszej, chłodna, sucha i żółta, istna postać duenny lub dewotki. Raul postanowił sobie nie opuścić salonu, dopóki nie pomówi z dziewczęciem o aksamitnych oczach, które niepojętą dlań grą myśli, jakkolwiek nie odznaczało się żadnem do tamtej podobieństwem, uprzytomniło mu biedną małą Ludwikę, cierpiącą w zamku de La Valliere, a w tym tłumie zapomnianą przezeń na chwilę.
Aramis tymczasem zbliżył się do koadjutora, który z miną uśmiechniętą szepnął mu kilka słów do ucha. Ten pomimo panowania nad sobą nie mógł się powstrzymać od lekkiego wzruszenia.
— Śmiej że się, patrzą na nas — rzekł mu pan de Retz.
I odszedł od niego, aby porozmawiać z panią de Chevreuse, otoczoną tłumami. Aramis przymuszał się do śmiechu, aby zmylić domysły ciekawców, a, zobaczywszy, że znowu Athos wchodzi we framugę okna, skąd przed chwilą wyszedł, podążył za nim, z całą swobodą zamieniwszy z obecnymi po kilka słów na prawo i na lewo.
Skoro się tylko zeszli, rozpoczęli bardzo ożywioną rozmowę. Wtedy Raul zbliżył się do nich, jak mu zalecał Athos.
— Pan opat zaznajamia mnie z wierszami Voitura — na cały głos powiedział Athos — jest on niezrównany.
Postawszy czas jakiś w pobliżu nich, Raul poszedł się połączyć z otoczeniem pani de Chevreuse, do której przysiadła się panna Paulet z jednej, a panna Scudéry z drugiej strony.
— Nieinaczej! — mówił koadjutor — lecz pozwolę sobie niezupełnie podzielać zdanie pana Scudery; przeciwnie, ja uważam, iż pan Voiture jest poetą najczystszej wody. Brak mu jedynie pojęć politycznych.
— Więc co?... — pytał Athos.
— Jutro — odrzucił śpiesznie Aramis.
— O której godzinie?...
— O szóstej.
— Gdzie?...
— W Saint-Mande.
— Kto ci o tem powiedział?...
— Hrabia de Rochefort.
Ktoś nadchodził.
— A co do idei filozoficznych, biedny Voiture pozba-