— Adieu, hrabio — rzekł opał — d‘Herblay — wracam do mego klasztoru.
— Adieu, opacie — rzekł koadjutor — jutro mam kazanie, a dwadzieścia tekstów mam dziś jeszcze do przejrzenia.
— Adieu, panowie — odpowiedział Athos — ja zaś będę spał jednym tchem dwadzieścia cztery godziny, upadam ze znużenia.
Trzej mężczyźni pożegnali się, zamieniwszy ostatnie spojrzenia. Scarron śledził ich zpod oka, z poza portjery salonu.
— Żaden z nich nie zrobi tego, co powiedział — szepnął z dziwnym uśmiechem — szczęść Boże tym dzielnym ludziom!... Kto wie, czy nie pracują na to, aby mi powrócić pensję moją!... Oni władają rękami... Niestety!... mnie tylko język pozostał, lecz postaram się dowieść im, że to także coś znaczy. Hola!... Champenois, jedenasta już bije... Zawieź mnie do łóżka!... Ach!... jaka ona czarująca ta panna d‘Aubigné!
I biedny paralityk schronił się do swojej sypialni, drzwi się za nim zamknęły, a w salonie przy ulicy Tournelle światła jedne po drugich zagasły.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/225
Ta strona została przepisana.