Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/25

Ta strona została przepisana.

— Na nieszczęście, znikł on przed czterema, czy pięciu laty, i nie wiem, co się z nim stało.
— To ja się dowiem, mój Guitaut — odrzekł Mazarini.
— Więc dlaczegóż Wasza Eminencja skarżył się przed chwilą, że o niczem nie może wiedzieć?
— I sądzisz — podchwycił Mazarini — że Rochefort...
— On był duszą oddany kardynałowi; ale uprzedzam Waszą Ekscelencję, kosztować to będzie drogo; kardynał hojny był dla swoich ludzi.
— Tak, tak, mój Guitaut — odrzekł Mazarini — był to wielki człowiek, ale miał tę wadę; dziękuję ci, skorzystam z twojej rady, i to nawet tego wieczora.
A ponieważ w tej chwili rozmawiający przybyli już na dziedziniec pałacu królewskiego, kardynał pożegnał Guitaut skinieniem ręki i, spostrzegłszy oficera, który przechadzał się wzdłuż i wszerz, zbliżył się do niego.
Był to d‘Artagnan, który czekał, zgodnie z rozkazem kardynała.
— Chodź, panie d‘Artagnan — rzekł Mazarini najsłodszym głosem — mam dla ciebie polecenie.
D‘Artagnan skłonił się, podążył za kardynałem i w chwilę później znalazł się znowu w gabinecie, z którego był wyszedł. Kardynał usiadł przed biurkiem, wziął arkusz papieru, na którym napisał kilka wierszy.
D‘Artagnan stał niewzruszony i czekał bez niecierpliwości, zarówno jak bez zaciekawienia. Stał się on automatem urzędowym, działającym, albo raczej spełniającym rozkazy, jak za naciśnieniem sprężyny.
Kardynał złożył list i przyłożył pieczęć.
— Panie d‘Artagnan — wyrzekł — zaniesiesz tę depeszę do Bastylji i przyprowadzisz osobę, o której tu mowa: weźmiesz karetę, eskortę i pilnować będziesz więźnia tego bacznie.
D‘Artagnan wziął list, rękę podniósł do kapelusza, odwrócił się na pięcie, jak dokładniej nie mógł uczynić sierżant, uczący żołnierzy, wyszedł i za chwilę słychać było, jak rozkazywał krótko, głosem jednostajnym:
— Czterech ludzi do eskorty, karetę i mego konia.
W pięć minut potem rozległ się turkot kół karety, żelaztwa i koni, tętniących po bruku podwórza.