Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/251

Ta strona została przepisana.

du VaIlon tak, jak ja, lubi służbę nadzwyczajną, to jest, wszelkie wyprawy, które są uznane za szalone i niemożliwe.
Ta przechwałka przypadła nawet do gustu Mazariniemu, bo zaczął myśleć.
— Ja jednak przyznaję patroszę, że was po to sprowadziłem, ażeby wam dać stałe stanowisko. A to co?... — zawołał Mazarini.
W przedpokoju słychać było wielki zgiełk i prawie jednocześnie drzwi od gabinetu otworzyły się i człowiek, pokryty kurzem, wbiegł, krzycząc:
— Ppnie kardynale!... gdzie jest pan kardynał?...
Mazarini, sądząc, że go chcą zamordować, cofnął się, zagrodziwszy się fotelem. D‘Artagnan i Porthos postąpili naprzód tak, że stanęli między nowoprzybyłym i kardynałem.
— Hola!... — mój panie!... — zawołał Mazarini — cóż to takiego, że wpadasz tu, jak bomba?...
— Wasza wysokość — odrzekł oficer, do którego się stosowała ta wymówka — dwa słowa chciałem panu powiedzieć prędko i w sekrecie. Jestem de Poies, oficer straży na służbie w wieży Vincennes.
Oficer był tak blady i zmieszany, że Mazarini, przeświadczony, iż zwiastować ma ważną wiadomość, skinął na d‘Artagnana i Porthosa, ażeby ustąpili mu miejsca.
D‘Artagnan i Porthos odeszli w kąt gabinetu.
— Mów pan... mów prędko — rzekł Mazarini — cóż się stało?...
— A to się stało — rzekł oficer — że pan de Beaufort uciekł z zamku Vincennes.
Mazarini krzyknął i sam zbladł jeszcze bardziej, niż przynoszący tę nowinę; padł na fotel, zgnębiony.
— Uciekł... — wyrzekł — pan de Beaufort uciekł!...
— Wasza wysokość, widziałem z tarasu, jak uciekał.
— I nie chciałeś do niego strzelać!
— On już był poza odległością strzału.
— Ale cóż pan de Chavigny wtedy porabiał?...
— Nie było go w więzieniu.
— A La Ramée?
— Znaleziono go związanego w pokoju księcia, z kneblem w ustach i sztyletem przy boku.
— A ten człowiek, którego sobie przybrał...