i pani de Vendôme zapisały się u niego i teraz, jeżeli zechce...
— To cóż, jeżeli zechce?...
Planchet śpiewać zaczął:
„Dzisiaj już jest fronda,
Słuchaj, Mazarini!
W skórą ona ci da...
Słuchaj, Mazarini!“
— To mnie już wcale nie dziwi — rzekł d‘Artagnan po cichu do Porthosa — że Mazarini wolałby, abym radcę jego stratował był na śmierć.
— Pojmuje więc pan, — podchwycił Planchet — że gdyby to szło o taki spisek, jaki uknuto przeciw Brousselowi, i panby mnie prosił, ażebym wziął z sobą karabin...
— Nie... bądź spokojny, ale od kogo masz te wszystkie szczegóły?
— O! z dobrego źródła. Mam je od Friqueta.
— Od Friqueta?... — powtórzył d‘Artagnan — znam to nazwisko.
— To syn służącej pana Broussela, zuch chłopak, gdy przyjdzie do walki, nie da sobie w kaszę dmuchać.
— Czy czasem nie służy on na chórze u Najświętszej Marji Panny?
— Tak, tak; Bazin go tam proteguje.
— A! a! wiem!... — rzekł d‘Artagnan — i posługuje w szynkowni Calandra?
— Tak.
— Co cię obchodzi tem smarkacz?... — spytał Porthos.
— O!... — rzek d‘Artagnan — on i mnie także udzielił dobrych wiadomości i może ich jeszcze udzielić przy sposobności.
— Tobie, coś o mało nie zgniótł jego pana?
— A któż mu bo powie?
— Prawda.
W tejże chwili Athos i Aramis wchodzili do Paryża przez przedmieście św. Antoniego Pokrzepili się w drodze i pilno im było nie spóźnić się na schadzkę. Mieli ze sobą tylko Bazina.
— Teraz — rzekł Athos — trzeba wejść do jakiej