utopił, gdybyś pan w ostatniej chwili nie wyciągnął mnie z wody. O!... panie, jeżeli chcesz, będziemy odtąd przyjaciółmi na życie i śmierć.
— Panie — odrzekł Raul, kłaniając się — jestem twym powolnym sługą.
— Nazywam się hrabia de Guiche — mówił dalej jeździec — ojcem moim jest marszałek de Grammont. A teraz, kiedy pan wiesz, kto jestem, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zechcesz powiedzieć swą godność?
— Jestem wicehrabia de Bragelonne — rzekł Raul, czerwieniąc się, że nie może wymienić ojca, jak to uczynił hrabia de Guiche.
— Wicehrabio, twarz twoja, dobroć i odwaga pociągają mnie ku tobie; masz szczerą moją życzliwość. Ucałujmy się i proszę cię o przyjaźń.
— Panie — odrzekł Raul, wywzajemniając się uściskiem — kocham cię już z całego serca, uważaj mnie więc za wiernego przyjaciela.
— A dokąd jedziesz, wicehrabio?... — zapytał de Guiche.
— Do wojska księcia, hrabio.
— To i ja także!... — zawołał młodzieniec w uniesieniu radości — o!... tem lepiej, pierwsze strzały odbędziemy razem.
— A teraz — rzekł nauczyciel — musisz pan zrzucić ubranie; lokaje, którym dałem rozkaz, gdy wyszli z promu, są już pewnie w zajeździe, i grzeją bieliznę i wino; chodźcie, panowie.
Młodzieńcy nie sprzeciwiali się bynajmniej tej propozycji. Wsiedli natychmiast na konie, patrząc na siebie z upodobaniem wzajemnem.
Tylko Olivanowi nie bardzo przypadł do smaku ten piękny uczynek jego pana. Wyżymał rękawy i całą swą nasiąkniętą wodą odzież, myśląc o tem, że popas w Compiégne byłby go niewątpliwie uratował od tej biedy.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/299
Ta strona została przepisana.