Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/313

Ta strona została przepisana.

mglistemi oczyma zwinięta w kłębek, potrząsając łbem i wysuwając język, stanąłem nieruchomo, blady i jakby zaczarowany, dopóki hrabia de la Fére...
— Ojciec pański?... — zapytał de Guiche.
— Nie, mój opiekun — odpowiedział Raul, rumieniąc się.
— Więc...
— Dopóki — podchwycił Raul — hrabia de la Fére nie powiedział mi: „No, Bragelonne, skończ z nią“. Wtedy podbiegłem do płazu i przeciąłem go na dwoje, w chwili, gdy wspinał się, sycząc, ażeby się na mnie rzucić. Otóż przysięgam panu, że doznałem właśnie takiego samego uczucia na widok tego człowieka, kiedy powiedział: „Dlaczego mnie, panowie, o to pytacie?“ i kiedy na mnie spojrzał.
— Więc wyrzucasz pan sobie, żeś go nie rozpłatał na dwoje, jak ową żmiję?
— Na honor, tak... prawie — odrzekł Raul.
W tejże chwili dojechali już prawie do oberży i zobaczyli z drugiej strony nadciągający orszak z rannym, prowadzony przez pana d‘Arminges. Młodzieńcy spięli konie swe ostrogami.
— Oto ranny!... — rzekł de Guiche, mijając braciszka augustjanina — bądź łaskaw pośpieszyć się trochę, panie mnichu.
Podążyli na spotkanie rannego i oznajmili mu dobrą nowinę. Ranny podniósł się, zobaczył zbliżającego się mnicha i osunął się na nosze z twarzą, rozjaśnioną promieniem radości.
— Teraz — rzekli młodzieńcy — uczyniliśmy dla pana wszystko, cośmy mogli, a ponieważ pilno nam połączyć się z armją księcia pana, musimy w dalszą udać się drogę; wybaczysz nam pan, nieprawdaż? Mówią, że będzie bitwa, a nie chcielibyśmy się na nią spóźnić.
— Jedźcie, moi młodzi panowie — odrzekł ranny — i niech was Bóg błogosławi za waszą litość; rzeczywiście, jakeście powiedzieli, uczyniliście dla mnie wszystko, coście mogli, ja zaś mogę wam tylko powiedzieć: Niech was Bóg strzeże i tych wszystkich, którzy wam są drodzy!
— Panie — odezwał się de Guiche do swego nauczyciela — pojedziemy naprzód, a pan spotka się z nami na drodze do Cambrin.