Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/315

Ta strona została przepisana.

— Tak! tak!... — wykrzyknął gospodarz. — Biada memu domowi! to dawny kat z Béthune.
— Dawny kat z Béthune!... — wyszeptał młody mnich, zatrzymując się nagle i nie tając zgoła wstrętu, jaki obudził w nim penitent.
Pan d‘Arminges, stojący przy drzwiach spostrzegł jego wahanie.
— Panie mnichu — wyrzekł — pomimo że ten człowiek jest, lub był katem, to niemniej jest człowiekiem; oddaj mu tę ostatnią posługę, jakiej od ciebie żąda, a uczynek twój tem godniejszy będzie pochwały.
Mnich, nie odpowiedział nic, poszedł w milczeniu do niskiej izby, gdzie lokaje złożyli umierającego na łóżku. Widząc sługę bożego, zbliżającego się do łoża, lokaje wyszli, zamknąwszy drzwi i zostawiając mnicha razem z konającym. D‘Arminges i Olivan już na nich czekali i wszyscy czterej ruszyli kłusem, podążając tą drogą, na której skręcie znikli już Raul i jego towarzysz.
W chwili gdy nauczyciel i jego eskorta znikali również, nowy podróżny zatrzymał się na progu oberży.
— Czego pan sobie życzy?... — zapytał gospodarz, jeszcze blady i drżący po odkryciu, jakie uczynił.
Podróżny pokazał ręką, że chce pić, a zsiadłszy na ziemię, wskazał konia i potarł go ręką.
— O! do djabła!... — rzekł do siebie gospodarz — to widocznie jakiś niemy.
— A gdzie pan chce pić?... — zapytał.
— Tu — wyrzekł podróżny, wskazując stół.
— Omyliłem się — pomyślał gospodarz — on nie jest jednak całkiem niemy.
Przyniósł butelkę wina i biszkopty i postawił je przed swym milczącym gościem.
— Czy panu czego więcej nie potrzeba?... — zapytał.
— I owszem — odrzekł podróżny, — chciałbym dowiedzieć się, czy pan nie widział przejeżdżającego tędy młodego szlachcica piętnastoletniego, na koniu alezjańskim, wraz z lokajem.
— Wicehrabiego de Bragelonne?... — rzekł gospodarz.
— Właśnie.
— Więc to pan jest panem Grimaud? Podróżny skinął twierdząco.
— Tak — podchwycił gospodarz — pański młody pan