Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/316

Ta strona została przepisana.

był tutaj przed niespełna kwadransem; zamierza on jeść obiad w Mazingarde, a przenocuje w Cambrin.
— Tak daleko stąd do Mazingarde?
— Dwie mile.
— Dziękuję.
Grimaud, upewniwszy się, że spotka się ze swym młodym panem przed schyłkiem dnia, wydał się spokojniejszy, otarł sobie czoło i nalał kieliszek wina, które wypił w milczeniu. Postawił kieliszek na stole i miał znowu go napełnić, kiedy krzyk straszny rozległ się z pokoju, gdzie się znajdowali mnich i umierający.
Grimaud powstał.
— Co to jest — rzekł — skąd ten krzyk?...
— Z pokoju rannego — rzekł gospodarz.
— Cóż to za ranny?... — zapytał Grimaud.
— Dawny kat z Béthune, którego na śmierć poranili żołnierze hiszpańscy; przywieziono go tutaj i spowiada się teraz przed braciszkiem augustjaninem; musi widać bardzo cierpieć.
— Dawny kat z Béthune — wyszeptał Grimaud, zbierając wspomnienia. — Mężczyzna lat pięćdziesięciu pięciu, czy sześćdziesięciu, niski, silny, ogorzały, z włosami i brodą ciemną?...
— Tak, tylko broda już posiwiała, a włosy całkiem zbielały. Czy go pan zna?... — zapytał gospodarz.
— Widziałem go raz — rzekł Grimaud, a czoło mu się zasępiło na widok, przedstawiający mu się w wyobraźni.
Oberżystka nadbiegła drżąca.
— Słyszałeś?... — zapytała męża.
— Słyszałem — odpowiedział gospodarz, spoglądając niespokojnie w stronę drzwi.
W tejże chwili krzyk, mniej głośny od pierwszego, ale połączony z długim i przeciągłym jękiem rozległ się znowu. Wszyscy troje spojrzeli po sobie.
— Trzeba zobaczyć, co to jest — rzekł Grimaud.
— Tam jakby kogo zabijano — szepnął gospodarz.
— Jezu Chryste!... — wyrzekła żona, żegnając się.
Wiadomo, że Grimaud mało mówił, ale dużo robił. Rzucił się ku drzwiom i wstrząsnął niemi silnie, ale zamknięte były na zasuwki z wewnątrz.
— Otworzyć!... — zawołał gospodarz — panie mnichu!... otwórz, panie mnichu!... otwórz natychmiast!...