tą. W pięć minut później znajdowano się już na dziedzińcu pałacu królewskiego. D‘Artagnan poprowadził więźnia głównemi schodami przez przedsionek i korytarz.
Gdy stanęli przed drzwiami gabinetu Mazariniego, porucznik miał go już oznajmić, gdy Rochefort trącił go w ramię.
— D‘Artagnanie!... — rzekł Rochefort — winienem przyznać ci się do tego, co myślałem przez całą drogę, widząc wszędzie gromady mieszczańskie, przyglądające się oczami rozpłomienionemi tobie i czterem ludziom.
— Cóż takiego?... — zapytał d‘Artagnan.
— Że dość byłoby mi krzyknąć na pomoc, a rozszarpanoby w kawałki i ciebie i twoję eskortę, a ja wtedy byłbym wolny.
— Dlaczegóżeś tego nie uczynił?... — rzekł d‘Artagnan.
— Cóż znowu! — podchwycił Rochefort — a przyjaźń zaprzysiężona? Ale gdyby to kto inny mnie prowadził, wierz... w takim razie...
I d‘Artagnan stracił głowę.
— Czyżby, Rochefort stał się lepszy ode mnie? — rzekł i kazał się oznajmić ministrowi.
— Wprowadzić pana Rocheforta — odezwał się niecierpliwy głos Mazariniego, skoro usłyszał wymienione dwa nazwiska — i poprosić pana d‘Artagnana, ażeby zaczekał, może jeszcze będzie mi potrzebny.
Słowa te ucieszyły d‘Artagnana. Jak już powiedział, oddawna nikt go nie potrzebował, a to zajęcie się nim Mazariniego wydawało mu się dobrą wróżbą. Co się tyczy Rocheforta, postanowił on jeszcze bardziej mieć się na baczności.
Wszedł do gabinetu i zastał Mazariniego, siedzącego przy stole w zwykłem ubraniu, to jest po kardynalsku, a strój ten prawie niczem się nie różnił od takiego, jaki naówczas nosili opaci, z wyjątkiem, iż należały doń pończochy i płaszcz fioletowy.
Drzwi się zamknęły, Rochefort spojrzał zukosa na Mazariniego i pochwycił spojrzenie kardynała, które się skrzyżowało z jego wzrokiem.
Minister zawsze wyglądał tak samo, starannie uczesany, starannie utrefiony, wyperfumowany obficie, a dzięki tej zalotności nie wyglądał na tyle lat, ile miał.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/32
Ta strona została przepisana.