Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/324

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXXVI
GRIMAUD MÓWI

Grimaud pozostał przy kacie; gospodarz pobiegł po pomoc; oberżystka modliła się. Po chwili ranny otworzył oczy.
— Ratunku!... — szeptał — ratunku!... O, mój Boże!... mój Boże!... czyż nie znajdę przyjaciela na świecie, który dopomoże mi żyć, albo umrzeć?...
I z wysiłkiem podniósł rękę do piersi; ręka napotkała rękojeść sztyletu.
— O!... — rzekł, jakby przypominając sobie.
I opuścił rękę.
— Odwagi — wyrzekł Grimaud — już poszli po ratunek.
— Kto pan jesteś?... — zapytał ranny, wlepiając w Grimauda nadmiernie rozszerzone źrenice.
— Dawny znajomy — odrzekł Grimaud.
— Pan?...
Ranny usiłował przypomnieć sobie twarz tego, który do niego mówił.
— W jakich okolicznościach spotkaliśmy się?... — zapytał.
— Przed dwudziestu laty, w nocy. Pan mój zabrał cię w Béthune i zawiózł do Armentiéres.
— O!... teraz poznaję pana — zawołał kat — jesteś jednym z czterech lokajów.
— Tak.
— Skąd się pan tutaj wziąłeś?...
— Przejeżdżałem tędy; zatrzymałem się w tej oberży, ażeby dać koniom wytchnąć. Opowiadano mi, że kat z Béthune leży tu ranny, gdy wtem krzyknąłeś pan dwukrotnie.