Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/332

Ta strona została przepisana.

nem, był to młodzieniec średniego wzrostu — dwudziestosześcio, dwudziestosiedmioletni zaledwie, o wzroku orlim, agl’occhi Grifagni, jak powiada Dante, o nosie zakrzywionym, o długich splotach włosów. Miał on wszystkie przymioty znakomitego rycerza, oko pewne, energję i bajeczną odwagę; był też człowiekiem eleganckim i dowcipnym.
Z pierwszych słów hrabiego de Guiche książę zrozumiał wszystko. Nieprzyjaciel ciągnął ku Lens, chcąc widocznie zająć miasto i odciąć je od wojska francuskiego. Te armaty, których huk chwilami panował nad innemi, były to działa dużego kalibru, odpowiadające armatom hiszpańskim i lotaryńskim. — Ale jak silne było wojsko nieprzyjacielskie? Czy był to oddział, przeznaczony poprostu dla zajęcia uwagi i rozdwojenia sił? Czy była to już cała armja?
Na to ostatnie pytanie księcia de Guiche nie mógł dać odpowiedzi. A książę pragnął przedewszystkiem na nie mieć odpowiedź stanowczą, ścisłą, dokładną. Wtedy Raul przezwyciężył naturalną nieśmiałość, jakiej doznawał wobec księcia, — i, zbliżywszy się, zapytał:
— Czy Wasza książęca mość pozwoli mi wtrącić kilka słów, które może wybawią go z kłopotu?
Książę obrócił się i jakby jednem spojrzeniem objął całego młodzieńca, uśmiechnął się, poznając w nim piętnastoletnie zaledwie dziecko.
— I owszem, mów pan — rzekł, łagodząc ostry głos, jak gdyby przemawiał do kobiety.
— Wasza wysokość — odpowiedział Raul, rumieniąc się — mógłby wybadać więżnia hiszpańskiego.
— Macie jeńca hiszpańskiego?... — zawołał książę.
— Tak, Wasza książęca mości!
— A! prawda — podchwycił de Guiche — zapomniałem.
— Nic dziwnego, pan sam go wziąłeś do niewoli — rzekł Raul z uśmiechem.
Stary marszałek zwrócił się do wicehrabiego, wdzięczny za tę pochwałę dla syna, a książę zawołał:
— Ten młodzieniec ma słuszność, niech przyprowadzą jeńca.
Tymczasem książę wziął de Guiche‘a na stronę i wypytywał go, w jaki sposób jeniec wzięty został do niewoli, a zarazem zapytał go o młodego towarzysza podróży.