Trzy rzeczy przedewszystkiem zalecone zostały dowódcom.
Po pierwsze, ażeby różne oddziały oglądały się na siebie w marszu, tak, iżby kawalerja i piechota znajdowały się na jednej linji, a każda w odpowiednich przerwach. Po wtóre, ażeby do ataku iść marszem. Po trzecie, pozwolić, ażeby nieprzyjaciel dał pierwszy ognia.
W przeddzień bitwy przychodzi tysiące oddawna zapomnianych myśli. W przeddzień bitwy obojętni stają się przyjaciółmi, a przyjaciele braćmi. Chyba zbyteczne byłoby dodawać, że, gdy kto ma w sercu jakie uczucie jeszcze żywsze, dochodzi ono wtedy do najwyższego napięcia. Widocznie każdy z młodzieńców doświadczył takiego uczucia, bo po chwili każdy z nich usiadł w narożniku namiotu i pisał na kolanach.
Listy były długie; cztery strony zapełniły się kolejno literami cienkiemi i zwartemi. Od czasu do czasu młodzieńcy spoglądali na siebie z uśmiechem. Rozumieli się dobrze, nic też do siebie nie mówili.
Skończywszy pisanie, każdy włożył swój list do dwóch kopert, ażeby nikt bez rozdarcia pierwszej koperty, nie mógł przeczytać nazwiska, zaadresowanego na drugiej kopercie; potem obaj zbliżyli się do siebie i z uśmiechem zamienili między sobą te listy.
— Gdyby mnie spotkało nieszczęście... — rzekł Bragelonne.
— Gdybym został zabity... — rzekł de Guiche.
— Bądź spokojny!... — wyrzekli równocześnie.
Potem ucałowali się, jak bracia, owinęli się płaszczami i zasnęli owym snem, pełnym młodości i wdzięku, jakim śpią ptaki, kwiaty i dzieci.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/339
Ta strona została przepisana.