W tym samym czasie, gdy królowa Henryka opuszczała klasztor Karmelitek, by udać się do Palais-Royal, jakiś jeździec stanął u bram królewskiej siedziby, oznajmiając stróżom, iż ma coś wielce ważnego do powiedzenia kardynałowi Mazariniemu.
Kardynał, jakkolwiek często bywał w strachu, częściej jeszcze doznawał potrzeby zasięgania rad i wiadomości, to też był on przystępny. Pierwsze drzwi nie przedstawiały istotnych trudności, drugie nawet przebyć łatwo, lecz trzecie strzeżone były prócz straży i woźnych przez wiernego Bernouina, żadnym słowom nie ulegającego cerbera, nieprzystępnego żadnej pokusie, nawet pod postacią złota. Ci więc, co żądali lub prosili posłuchania, przy trzecich dopiero drzwiach skazani byli na urzędowe badanie.
Jeździec uwiązał konia u sztachet dziedzińca, wszedł na główne schody i, zwracając się do straży, znajdującej się w pierwszej sali, zapytał:
— Pan kardynał Mazarini?
— Proszę dalej — odrzekli gwardziści, nie podnosząc nosa, jedni od kart, inni od gry w kości, chętnie dając do zrozumienia, iż nie do nich należy pełnić służbę lokaiską.
Wysłaniec wszedł do drugiej sali. Była ona strzeżona przez muszkieterów i woźnych.
— Czy masz pan kartę audjencjonalną? — zapytał woźny, podchodząc do przybyłego.
— Mam, lecz nie od kardynała Mazariniego.
— Proszę wejść i zapytać pana Bernouin — rzekł woźny, otwierając drzwi od trzeciej sali.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/352
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XL
LIST CROMWELLA