Rochefort? I owszem, naucz mnie. Musiałeś sam wiele się nauczyć, żyjąc tak blisko nieboszczyka kardynała: o! to był wielki człowiek!
— Czy Wasza wielebność rozgniewa się, jeżeli się odezwę z nauką moralną?
— Ja, bynajmniej. Wiesz pan dobrze, że mnie wszystko można powiedzieć. Ja chcę, ażeby mnie kochano, a nie idzie mi o to, ażeby mnie się bano.
— Otóż! panie kardynale, w mojej celi jest wypisane na ścianie końcem klucza przysłowie.
— A cóż to za przysłowie?... — zapytał Mazarini.
— Ot, takie, panie kardynale: jaki pan,...
— Wiem, wiem: taki lokaj.
— Nie: taki sługa. Tę pewną zmianę zaprowadzili dla własnej satysfakcji owi ludzie wierni i przywiązani, o których tylko co panu mówiłem.
— Więc cóż znaczy to przysłowie?
— Ono znaczy, że pan de Richelieu potrafił znaleźć wierne sługi i to całemi tuzinami.
— On! cel wszystkich sztyletów! On, który całe życie spędził na odbijaniu zadawanych mu ciosów.
— Ale je przecież odbijał, a ciosy były potężne. Lecz dlatego mu się udawało, że jeżeli miał wielu nieprzyjaciół, miał i wielu przyjaciół.
— Ja też tylko tego pragnę.
— Znałem ludzi, — mówił dalej Rochefort, sądząc, że nadeszła chwila, by dotrzymać słowa d‘Artagnanowi, — którzy — dzięki swej zręczności — sto razy wyprowadzili w pole przezorność i przenikliwość kardynała; dzielnością swą pobili gwardję jego i szpiegów, — ludzi, którzy bez pieniędzy, bez poparcia, bez kredytu zachowali koronę głowie ukoronowanej i zniewalali kardynała do tego, ażeby sam przepraszał.
— Ale ci ludzie, o których pan mówisz — rzekł Mazarini, uśmiechając się w głębi duszy z tego, do czego Rochefort prowadził — ci ludzie nie byli oddani kardynałowi, ponieważ walczyli przeciw niemu.
— Nie; choć byliby lepiej wynagrodzeni, ale mieli nieszczęście być oddanymi tej królowej, dla której przed chwilą żądał pan sług.
— Ale skąd pan możesz wiedzieć o takich rzeczach?
— Znam te rzeczy, ponieważ ci ludzie byli moimi nie-
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/36
Ta strona została przepisana.
— 36 —