Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/376

Ta strona została przepisana.

z zamiarem obserwowania szpiega, lecz gdy składał rękawiczki i kapelusz na konsoli, ujrzał w lustrze, nad nią wiszącem, postać zarysowującą się we drzwiach pokoju. Odwrócił się, Mordaunt stał przed nim. De Winter pobladł i stanął, jak wryty. Mordaunt zaś nieruchomy, zimny i groźny, patrzał na niego na podobieństwo statui komandora. Nastała chwila mrożącego milczenia.
— Panie!... — odezwał się de Winter — o ile mi się zdaje, dałem ci już do zrozumienia, iż prześladowanie to nuży mnie; oddal się więc, lub każę cię, jak w Londynie, wypędzić. Stryjem twoim nie jestem i nie zmam cię wcale!...
— Mylisz się, mój stryju — odparł ostrym i drwiącym głosem Mordaunt — tym razem nie ośmielisz się wypędzić mnie. Co zaś do zaprzeczania pokrewieństwa naszego, namyśl się nieco, zanim to zrobisz teraz, gdym się dowiedział wielu rzeczy, których nie znałem przed rokiem.
— E!... nie obchodzi mnie zgoła to, czegoś się dowiedział!
— O!... mój stryju; przekonany jestem, iż obchodzi cię mocno; niebawem przyznasz mi słuszność, — dodał z uśmiechem, który zmroził krew w żyłach Wintera. — Po raz pierwszy, gdym w Londynie stanął przed tobą, chciałem tylko zapytać, co z imieniem mojem się stało; za drugim razem, zapytać chciałem, kto zbeszczecił imię moje. Teraz staję przed tobą, aby rzucić ci straszniejsze, niż wszystkie inne pytanie, aby odezwać się do ciebie, jak odezwał się Bóg do pierwszego mordercy: „Kainie, coś zrobił z bratem swoim, Ablem?“. Milordzie, coś zrobił z siostrą swoją, która matką moją była?...
De Winter cofnął się przed błyskawicą tych oczu palących.
— Z twoją matką?... — rzekł.
— Tak, milordzie, z moją matką — odparł młodzieniec, potrząsając głową.
De Winter, usiłując zapanować nad sobą, sięgnął w odległe wspomnienia, aby z nich zaczerpnąć i odżywić dawną nienawiść, potem zawołał:
— Pytaj piekieł, nieszczęsny, co się z nią stało, piekło ci tylko odpowie.
Młodzieniec postąpił na środek pokoju, aż znalazł się twarzą w twarz z lordem de Winter i, skrzyżowawszy rę-