Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/396

Ta strona została przepisana.

nie wiedział. Hrabio, ten człowiek przeraża mnie; przyszłość jego jest krwawa.
— Co on robi w Anglji?
— Jest sekciarzem i najwierniejszym człowiekiem Oliviera Cromwella.
— Cóż mogło zjednoczyć go z tą sprawą? sądzę, iż matka jego i ojciec byli katolikami.
— Nienawiść przeciw królowi, który ogłosił, że pochodzi z nieprawego łoża, odsądził go od majątku i zabronił nosić nazwisko Winter.
— A teraz jak się nazywa?
— Mordaunt.
— Purytanin, a za mnicha przebrany, sam jeden podróżujący po gościńcach Francji.
— Za mnicha, powiadasz pan?
— Nie wiedziałeś o tem? W ten sposób usłyszał on spowiedź kata z Béthune.
— Teraz wszystko mi się wyjaśnia: on tu przybył, wysłany przez Cromwella do Mazariniego; słusznie stwierdziła królowa, uprzedzono nas; obecnie i ja to pojmuję. Żegnaj, hrabio, do jutra.
— Hola! Olivan, Grimaud, Blaisois, zabrać muszkiety i wezwać pana wice-hrabiego.
W pięć minut po wydaniu rozkazu, wszedł Raul.
— Wicehrabio — rzekł Athos — odprowadzisz z eskortą milorda aż do jego mieszkania i nikomu nie dasz przystąpić do niego.
— A! hrabio — odezwał się de Winter — za kogóż mnie bierzesz?
— Za cudzoziemca, który nie zna Paryża i któremu wice-hrabia pokaże drogę.
De Winter uścisnął mu rękę w odpowiedzi.
— Grimaud, trzymaj się na czele eskorty, a baczność na mnicha!
Grimaud zadrżał, skinął głową i czekał odjazdu, gładząc w milczeniu wymownem kolbę swojego muszkietu.
Mały poczet wyruszył ku ulicy St. Louis. De Winter i Raul rozmawiali, jadąc obok siebie. Grimaud, stosując się do rozkazu Athosa, postępował na czele orszaku, z pochodnią w jednej, a muszkietem w drugiej ręce; przybywszy przed dom Wintera, pięścią we drzwi uderzył, i, skoro je otworzono, w milczeniu pożegnał milorda.