Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/408

Ta strona została przepisana.

po tamie, pogrążony w smutnej zadumie. Skoro ich tylko zobaczył, jął przypatrywać się uporczywie, zdradzając chęć nieprzepartą wdania się z nimi w rozmowę.
Był to młody człowiek o bladem obliczu; oczy miał jasne i tak nieokreślonej barwy, iż zdawały się mienić, jak u tygrysa; chód jego, jakkolwiek powolny, był sztywny i śmiały; ubrany był czarno, a u boku zwieszała mu się długa szpada.
Gdy weszli na tamę, Athos i Aramis stanęli aby przypatrzeć się łodzi, przymocowanej do pala, wyglądającej, jakby na nich tylko czekała.
— To nasza z pewnością — odezwał się Athos.
— Tak sądzę — odparł Aramis — a jednomasztowiec, który tam zawija do portu, zapewne zawieźć ma nas do miejsca przeznaczenia; byle tylko de Winter nie dał na siebie czekać. Wyczekiwanie tutaj bynajmniej nie jest zabawne; ani jednej kobiety nie widać.
— Cicho!... — szpnął Athos — podsłuchują nas.
W istocie, czarno ubrany młodzieniec odbył poza ich plecami kilkakrotną przechadzkę tam i mapowrót, a, usłyszawszy nazwisko de Winter, stanął, jak wryty; twarz jego jednak pozostała bez wyrazu, więc mogło to być tylko dziełem przypadku.
— Panowie — przemówił, składając im swobodny i grzeczny ukłon — wybaczcie mojej ciekawości, lecz widzę, że z Paryża przybywacie, a conajmniej, nie pochodzicie z Boulogne.
— Tak, panie, przybywamy z Paryża — równie uprzejmie odpowiedział Athos. — Co pan rozkaże?...
— Czy zechciałby pan łaskawie mi powiedzieć, azali prawdą jest, iż kardynał Mazarini nie jest już ministrem?...
— Jest nim i nie jest — odparł Athos — bo jedna połowa Francji wypędza go, a drugą połowę zapomocą intryg i obietnic zmusza do podtrzymywania go na stanowisku. Taki stan rzeczy, jak pan pojmuje, długo trwać nie może.
— Ale — rzekł nieznajomy — nie był zmuszony uciekać, ani też nie dostał się do więzienia?
— Jak dotąd nie jeszcze, panie.
— Panowie, zechciejcie przyjąć podziękowanie moje za uprzejmość waszę, — powiedział młodzieniec, odchodząc.