Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/418

Ta strona została przepisana.

Gdyby piorun był padł pośród tych spokojnych ludzi, nie byłby w stanie okropniejszego uczynić wrażenia. Broussel cofnął się, drżąc cały. Straszna to była rzecz w owej epoce, być uwięzionym z rozkazu króla... Loviere rzucił okiem ma szpadę, leżącą na krześle w kącie pokoju; lecz spojrzenie zacnego Broussela, który pomimo wszystkiego nie stracił głowy, powstrzymało go od tego kroku desperackiego. Pani Broussel, oddzielona od męża szerokością stołu, zalewała się łzami; dziewczęta ściskały i całowały ojca.
— Dalej, panie — rzekł Comminges — spieszmy się, trzeba być posłusznym królowi.
— Nie jestem zdrów, mój panie — przemówił Broussel — nie mogę w tym stanie iść do więzienia, upraszam o zwłokę.
— To niemożebne — odparł Comminges — rozkaz jest wyraźny i musi być spełniony w tej chwili.
— To niemożebne!... — odezwał się głos silny z głębi pokoju.
Oficer odwrócił się i ujrzał starą Nanetę z miotłą w ręku z oczami, ciskającemi błyskawice.
— Poczciwa Naneto, uspokój się — rzekł Broussel — proszę cię bardzo!
— Ja! mam być spokojna, gdy mego pana aresztują! podporę, oswobodziciela, ojca biednego narodu! O! to mnie pan jeszcze nie znałeś!... No! wynoś się pan za drzwi!... — krzyknęła do oficera.
Comminges się uśmiechnął.
— Panie radco — rzekł — bądź łaskaw, ucisz tę kobietę i chodź za mną.
— On chce, żebym ja była cicho! ja!... — wrzeszczała Naneta — doskonały! nie potrafisz tego dokazać, piękny ptaszku królewski. Zobaczysz natychmiast...
Pani Naneta skoczyła, otworzyła okno i na całe gardło zaczęła wołać, że ją było słychać na całym placu przed katedrą:
— Na pomoc! ratujcie pana Broussela! aresztują go, ponieważ bronił ludu; na pomoc!
Comminges złapał wpół służącą, chcąc ją odciągnąć ort okna; lecz w tejże chwili drugi głos, wychodzący z poddasza, niemniej przenikliwy rozległ się po placu: