— Mordują! pali się! trzymajcie mordercę! Zabijają pana Broussel! gardło podrzynają panu Broussel!
To Friquet tak krzyczał. Naneta, słysząc tę pomoc, zaczęła na nowo wołać z całych sił.
W oknach ukazały się głowy ciekawych. Ludzie zaczęli się zbiegać całemi masami. Friquet zbiegł z góry i wskoczył na kozioł powozu.
— Aresztują pana Broussela!... — zawołał — dwóch gwardzistów siedzi w karecie, a oficer jest na górze.
Tłum zaczął szemrać, otoczono konie. Dwóch ze straży, pozostałych przy bramie, poszło na górę do pana Comininges, ci zaś, co byli w karecie, otworzyli drzwiczki i skrzyżowali lance.
— Czy widzicie ich?... — krzyknął Friquet. — To oni!
Woźnica śmignął batem Friqueta, aż zawył z bólu.
— A ty djabelski furmanie!... — zawołał chłopak — ty się w to mieszasz? Poczekaj!
Skoczył znów na poddasze i stamtąd obrzucił woźnicę całym słownikiem wymysłów ulicznikowskich.
Pomimo wojowniczych demonstracyj straży, a może właśnie dlatego, tłumy coraz ciaśniej opasywały powóz. Gwardziści cofnęli najodważniejszych, koląc pikami. Nic to nie pomogło, zbiegowisko powiększało się z każdą chwilą; ciekawi ze wszystkich stron napływali, nie mogąc się zmieścić w ulicy; nacisk zmniejszał coraz bardziej przestrzeń wolną pomiędzy tłumem i karetą, jaką jeszcze starano się utrzymać długością lanc. Żołnierze dostawały się już pod koła powozu.
Wołanie: W imieniu króla! — ze dwadzieścia razy powtarzane przez policjanta, — ie miało wpływu na pospólstwo, owszem zdawało się je drażnić jeszcze. Aż naraz, właśnie na krzyk: W imieniu króla! przypadł jeździec jakiś i, widząc mudury w poniewierce, rzucił się w tłum ze szpadą w ręku, niosąc niespodziewaną pomoc gwardzistom.
Był to zaledwie szesnastoletni młodzieniec, blady z oburzenia. Zsiadł z konia, oparł się plecami o dyszel powozu, wyjął z olster pistolety, zatknął je za pas i począł wymachiwać szpadą z wprawą człowieka, oswojoneego z podobnemi rzeczami. Przez dziesięć minut sam jeden powstrzymywał napór ludu. Ujrzano wtedy Comminges‘a, pchającego Broussela przed sobą.
— Rozszarpać — karetę!... — wrzeszczał lud.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/419
Ta strona została przepisana.