Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/420

Ta strona została przepisana.

— Na pomoc!... — krzyczała stara sługa.
— Biją! mordują! zabijają!... — wołał Friquet, ciskając wszystkiem, co miał pod ręką, na strażników.
— W imieniu króla!... — powtarzał Comminges.
— Pierwszemu, co się zbliży, w łeb palnę!... — zawołał Raul — i właśnie kolnął szpadą jakiegoś olbrzyma, chcącego go przydusić, który, poczuwszy, że jest raniony, cofnął się z przekleństwem.
Bo młodzieńcem tym był Raul; wracając z Blois, chciał zobaczyć uroczystość Te Deum i pojechał w stronę katedry. W bliskości uliczki Cocaitrix pociągnięty został przez tłum, a słowa: W imieniu króla! przypomniały mu, co powiedział Athos: Służ wiernie królowi. Przybiegł też walczyć za króla, którego gwardję poniewierano.
Comminges wpakował Broussela do karety i sam za nim wskoczył. W tejże chwili rozległ się strzał; kula przeszyła kapelusz Commingesa i strzaskała rękę gwardziście. Comminges obejrzał się i zobaczył wśród dymu groźne oblicze Loviera w oknie drugiego piętra.
— Dobrze, panie — rzekł Comminges — usłyszysz jeszcze o mnie...
— I ty także, mój panie — odparł Loviere — zobaczymy; kto będzie miał ostatnie słowo.
— Śmierć oficerowi! zabić go!... — wrzeszczała tłuszcza.
— Jeden krok jeszcze — zawołał Commimges, odsłaniając firanki, aby było widać, co się dzieje w powozie, i przykładając koniec szpady do piersi Broussela — jeden krok jeszcze, a przebiję więźnia. Mam rozkaz dostawić go żywego lub umarłego; dostawię trupa, to na jedno wyniesie.
Krzyk straszny się rozległ: żona i córki Broussela wyciągały do ludu ręce błagalnie. Tłum pojął, że ten oficer blady i stanowczy dotrzyma słowa: nie przestano odgrażać się, lecz ustąpiono z drogi.
Pojechali tedy, przerzynając tłumy, lecz na bulwarze stanęli. Kareta się przewróciła, lud obstąpił konie. Straż zaczęła już zabierać się do obrony ostrzami lanc. Ostateczna ta i krwawa obrona rozjątrzyła lud do reszty. Ukazały się w tłumie lufy muszkietów, zabłysły rapiry, strzelano w powietrze wprawdzie, lecz echo wystrzałów odbijało się w sercach ludu; z okien ciskano na straż ró-