Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/423

Ta strona została przepisana.

muru. D’Artagnan osadził konia, na miejscu i, gdy jego muszkieterowie dobiegli doń, podniósł szpadę i szedł na tego, którego obalił.
— Panie!... — zawołał Raul, poznając młodego człowieka z ulicy Cocatrix. Panie, oszczędź go, to jego syn.
D‘Artagnan zatrzymał rękę gotową uderzyć.
— Panie, poddaję się — rzekł Loviere, oddając oficerom wystrzeloną fuzję.
— Nie poddawaj się, do licha, a zmykaj coprędzej; jak cię zabiorą, będziesz wisiał.
Młodzieniec nie czekał, aż ma powtórzą ten rozkaz, przemknął pod szyją konia i zniknął w ulicy Guénegoud.
— Na honor — rzekł d‘Artagnan do Raula — czas był wielki, ażebyś mnie powstrzymał; ten człowiek był już prawie nieboszczykiem. A słowo daję, że, gdybym się później dowiedział, kto to taki, miałbym wieczny wyrzut sumienia.
— A! panie — odezwał się Raul — podziękowawszy ci za tego biednego chłopca, pozwól, że ci i za siebie wdzięczność mą wynurzę. Ja także już umierałem, gdyś ty, panie, przybył.
— Czekaj, młodzieńcze, nie męcz się rozmową.
Następnie wyjął z olster butelkę wina hiszpańskiego.
— Wypij no parę łyków — powiedział.
Raul napił się i chciał znowu dziękować.
— Kochanku — przerwał d‘Artagnan — pomówimy o tem później.
Potem, zobaczywszy, że muszkieterowie oczyścili już bulwar od Mostu-Nowego aż do bulwaru Ś-go Michała i że powracają, podniósł szpadę na znak, aby się pospieszyli. Podjechali kłusem; jednocześnie z drugiej strony nadjeżdżała eskorta, którą d‘Artagnan dał Comminges‘owi.
— Hola!... — zawołał d‘Artagnan — czy przytrafiło się znów co nowego?...
— E... panie — odparł sierżant — kareta znów się połamała; jakieś prawdziwe przekleństwo zawisło nad nimi.
D‘Artagnan wzruszył ramionami.
— To głupcy, niezręczni — powiedział — nie umieją wybrać mocnego powozu. Kareta, którą wywozi się Broussela, powinna utrzymać dziesięć tysięcy ludzi?...
— Takie rozkazy... dowódco?...