Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/426

Ta strona została przepisana.

na jego miejscu; wierzaj mi, że nie taka burza spadłaby na ciebie od niego. W dodatku — ciągnął d‘Artagnan — używam władzy i przywileju, jakie otrzymałem od twego opiekuna, moje dziecię.
D‘Artagnan podniósł się, podszedł do biurka, wziął list i podał Raulowi.
— O!... mój Boże!... — rzekł Raul, wznosząc w niebo piękne łzami zwilżone oczy — pan hrabia wyjechał z Paryża, nie zobaczywszy się ze mną?
— Od czterech dni już wyjechał.
— Z tego listu można mniemać, że narażony jest na utratę życia?...
— On? na śmierć narażony?... o nie, bądź spokojny; wyjechał dla załatwienia pewnych interesów i powróci niedługo. Czy nie masz nic przeciw temu, abym został przez ten czas twoim opiekunem?...
— O nie, panie d‘Artagnan, jesteś zacnym i walecznym szlachcicem, a hrabia de la Fére kocha pana bardzo.
— O, mój Boże!... to i ty mnie kochaj; nie będę ci dokuczał, lecz pod warunkiem, że pozostaniesz stronnikiem Frondy i to arcystronnikiem nawet.
— Czy mogę widywać się z panią de Chevreuse?...
— I owszem!... i z panem koadjutorem, i z panią de Longueville; gdyby poczciwy Broussel był w domu, Broussel, któregoś dopomógł uwięzić tak nierozważnie, powiedziałbym ci: Idź coprędzej, przeproś go, i ucałuj w oba policzki.
— Będę posłuszny, choć nic pana nie rozumiem.
— Nie trzeba, żebyś mnie rozumiał. Otóż widzisz — ciągnął d‘Artagnan, do drzwi się zwracając — o!... pan du Vallon przybywa, jakże podarte ma ubranie!...
— Tak, lecz wzamian — rzekł Porthos, cały potem zlany i kurzem okryty — wzamian nadarłem dużo skóry ludzkiej. Te łotry chcieli mi szpadę odebrać!... Do djabła!... co za wzburzenie ogólne!... — ciągnął olbrzym z miną spokojną — utłukłem przeszło dwudziesta rękojeścią Balizardy... Kapeczkę wina daj mi, d‘Artagnan...
— Zdaję się na twój sąd — rzekł gaskończyk, napełniając szklankę Porthosa po brzegi — jak wypijesz wino, powiesz mi swoje zdanie.
Porthos wychylił szklankę jednym haustem; poczem zapytał: