— Tak, bo podobne miejsca kupuje się; zdaje mi się, że za nie zapłacił sto pistolów.
— To widać bogaty żebrak?
— Niektórzy zostawiają po sobie niekiedy do trzydziestu tysięcy i więcej.
— Hm — rzekł Gondy — nie sądziłem, że tak dobrze umieszczam moje jałmużny.
Zbliżyli się przed kościół, a w chwili, gdy wchodzili na schody, żebrak wstał z krzesła i podał im kropidło. Był to człowiek przeszło sześćdziesięcioletni, mały, gruby, o włosach siwych i oczach płowych. Fizjognomja jego przedstawiała walkę dwóch sprzecznych charakterów; znać było w niej złą naturę, pokonywaną silną wolą, a może żalem za popełnione zbrodnie. Zobaczywszy księdza w towarzystwie nieznanego mężczyzny, zadrżał lekko i patrzał wzrokiem niepewnym. Ksiądz i koadjutor dotknęli kropidła końcami palców, przeżegnali się, a Gondy cisnął pieniądz srebrny w kapelusz, leżący na ziemi.
— Maillard — odezwał się proboszcz — przyszliśmy tu z panem, aby z tobą pomówić.
— Ze mną! — odparł żebrak — wielki to honor dla tak nędznej istoty.
Mówił z ironją, co nie uszło uwagi koadjutora.
— Otóż chcieliśmy się dowiedzieć — ciągnął proboszcz, przyzwyczajony do sposobu mówienia żebraka — co też myślisz o wypadkach dzisiejszych i co słyszałeś o nich od osób, przychodzących do kościoła.
Żebrak pokręcił głową.
— Smutne to wypadki, panie proboszczu, i, jak zawsze bywa, lud za nie będzie odpowiedzialny. O ile słyszałem, ogół jest niezadowolony, wszyscy narzekają, lecz, mówiąc wszyscy, nie wymieniam nikogo.
— Wytłumacz się, przyjacielu — rzekł koadjutor.
— Otóż powiadam, że wszystkie te skargi, przekleństwa, stworzą burzę i błyskawice, lecz piorun spadnie wtedy dopiero, gdy masy dostaną wodza.
— Mój przyjacielu — rzekł Gondy — wydajesz się zręcznym człowiekiem; otóż pytam cię, czy przyjąłbyś udział w niewielkiej wojnie domowej w razie, gdyby do niej doszło, — i, czy oddałbyś do dyspozycji wodza, jeżeli go znajdziemy, władzę i wpływ, jaki posiadasz nad towarzyszami?
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/437
Ta strona została przepisana.