Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/454

Ta strona została przepisana.

— Brawo! — szepnął d‘Artagnan Porthosowi — dobrze odpowiedziane.
— Powiedz pan zatem, — rzekła królowa, przygryzając usta — powiedz pan, czego lud mój pragnie?
— By wrócono mu Broussela, Najjaśniejsza pani.
— Nigdy! — zawołała królowa, — nigdy!
— Zaniosę odpowiedź królowej tym, co na nią czekają — rzekł la Meilleraie i cofnął się do drzwi.
— Zostań pan, nie chcę, aby sądzono, że parlamentuję z buntownikami.
— Pani, ja dałem słowo...
— To ma znaczyć?...
— Że, jeśli nie każesz mnie pani aresztować, to będę zmuszony pójść do nich.
Oczy Austriaczki ciskały błyskawice.
— O! jeżeli tylko o to chodzi, — rzekła — nie obawiaj się, nie takich, jak ty, aresztowałam... Guitaut!
Mazarini podbiegł do królowej.
— Pani! — wyrzekł, — gdybym się ośmielił dać ci radę...
— Cóż masz na myśli?
— Przywołać pana koadjutora.
— Tego haniebnego burzyciela! — zawołała królowa. — To on zrobił całe to powstanie.
— Właśnie dlatego, że podburzył, może uspokoić...
— O! trafia się dobra sposobność, — zawołał Comminges, który stał przy oknie i wyglądał, — pan koadjutor jest właśnie przed pałacem i błogosławi lud.
Królowa pobiegła do okna.
— A! to prawda, rzekła, widzicie go, co za hipokryta!...
— Widzę tylko, — rzekł Mazarini, — że choć jest koadjutorem, wszyscy padają na kolana przed nim, a gdybym ja był na jego miejscu, to chociaż jestem kardynałem, rozszarpanoby mnie w kawały. Obstaję tedy przy mojem życzeniu (Mazarini nołożył nacisk na to słowo), żeby Wasza Królewska Mość przywołała koadjutora.
Królowa myślała przez chwilę, nareszcie podniósłszy głowę do góry:
— Panie marszałku, — wyrzekła, — idź i przyprowadź mi koadjutora.
— Co mam powiedzieć ludowi? — zapytał marszałek.