Anna powróciła do swej modlitewni — w strasznem usposobieniu.
— Jakto!... — wolała, załamując piękne rączki — lud patrzał, jak Marja Medicis, moja świekra, uwięziła Kondeusza, najpierwszego księcia krwi królewskiej; widział potem ją, swoją dawną regentkę, wypędzoną przez kardynała; widział pana de Vendôme, syna Henryka IV-go, zamkniętego w Vincennes! milczał, patrzał spokojnie, gdy pozbawiono wolności, urągano i grożono dostojnym panom! a teraz, dla jakiegoś tam Broussela robi tyle wrzawy! O Jezu!.. w cóż się obrócił majestat królewski?
Anna dotknęła mimowoli kwesitji palącej. Lud nie ujmował się za książętami, a powstawał w sprawie Broussela, bo chodziło o plebejusza, więc, broniąc go, czuł instynktownie, że broni swej własnej sprawy.
Mazarini, po rozstaniu się z królową, zamknął się w gabinecie swoim, a nie mogąc usiedzieć na miejscu, chodził wciąż i spoglądał z żalem na strzaskane piękne lustro weneckie.
— O!.. — mówił do siebie — bardzo to boleśnie ulec przemocy; lecz poczekajcie! powetujemy dzisiejszą chwilę. Mniejsza o Broussela! człowiek to pojedynczy, a nie idea ogólna!
Ale, gdy nazajutrz rano Broussel wjeżdżał do Paryża paradną karetą, Lovieres siedział obok niego, Friquet stał za powozem, a ludność, cała pod bronią, cisnęła się na jego przyjęcie, wołając: Niech żyje Broussel! Niech żyje nasz ojciec!‘“ — Mazariniemu zdało się, że słyszy swój wyrok śmierci.
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/463
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ IX
W NIESZCZĘŚCIU ODZYSKUJEMY PAMIĘĆ