Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/466

Ta strona została przepisana.

gdy, pukanie ciche dało się słyszeć u drzwi, prowadzących do apartamentów królowej. Kardynał podniósł się i poszedł otworzyć.
— Co pani jest — zapytał niespokojnie — masz minę strasznie wyzywającą?
— Tak, Giulio — odrzekła — dumna jestem i szczęśliwa, albowiem znalazłam sposób zgniecenia hydry.
— Wielkim dyplomatą jesteś, moja królowo — rzekł Mazarini — cóż to za sposób?
I ukrył pod biały arkusz papieru list, który pisał.
— Chcą mi odebrać króla, czy wiesz o tem?... — mówiła królowa.
— Tak niestety, a mnie chcą powiesić.
— Nie dostaną króla.
— A mnie nie powieszą... mam błogą nadzieję.
— Posłuchaj: wykradnę im syna i siebie i ciebie ze mną; to, co się stanie, zmieni zupełnie postać rzeczy i dlatego chcę, aby się stało w tajemnicy. Nikt wiedzieć nie będzie prócz mnie, ciebie i jeszcze trzeciej osoby.
— Kto jest tą trzecią osobą?
— Książę.
— Więc przyjechał, więc to prawda, co mi doniesiono? Widziałaś się z nim?...
— Rozstaliśmy się właśnie.
— Czy obiecał pomagać?
— Sam mi to poradził.
— A Paryż?
— Ogłodzi go i zmusi do zdania się na łaskę i niełaskę.
— Pomysł doskonały, jest jednak jedna przeszkoda.
— Jaka?
— Niepodobieństwo.
— Próżne słowo. Niema nic niepodobnego.
— W projekcie...
— W wykonaniu. Czy mamy pieniądze?
— Trochę — rzekł Mazarini w obawie, ażeby Anna nie zechciała przypadkiem czerpać z jego szkatuły.
— A mamy wojsko?
— Pięć do sześciu tysięcy ludzi.
— A odwagę mamy?
— Bardzo dużo...
— Zatem łatwiej pójdzie, niż myślałam. O! Giulio, czy