Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/467

Ta strona została przepisana.

pojmujesz radość moją? Paryż, ohydne miasto, budzi się pięknego poranku, pozbawione królowej i króla; opasane, oblężone, oglodzone, na całą obronę i pociechę zostanie mu głupi parlament i koadjutor na krzywych nogach!
— Ślicznie! pięknie!... — rzekł Mazarini — widzę już cudowny efekt, tylko nie widzę sposobu wyjścia do niego.
— Ja znajdę go! ja! rozumiesz?
— A wiesz, co to znaczy? To wojna domowa, — straszna, zaciekła, nieubłagana.
— Tak, wiem, że to taka wojna — rzekła Anna Austrjacka — o tak, wiem o tem i chcę zamienić miasto buntownicze w gruzy; pragnę ogień krwią stłumić; pragnę, aby przykład straszny uwiecznił zbrodnię i karę. Paryż!... o!... ja go nienawidzę, brzydzę się nim...
— Śliczna Anno, stałaś się krwi chciwą!... Miarkuj się jednak, nie żyjemy w epoce Malatestów i Castrucich Castracanich; utną ci główkę, moja piękna królowo, a szkoda byłaby jej wielka.
— Żartujesz, jaki widzę.
— Nie żartuję wcale... walka z narodem całym jest niebezpieczna; wspomnij Karola I-go, źle z nim jest, bardzo źle...
— Jesteśmy we Francji, a jam hiszpanka.
— Tem gorzej, per Bacco, tem gorzej; wolałbym, żebyś francuzką była, i ja także... mniejby nas nienawidzono.
— Zgadzasz się jednak na mój projekt?...
— Tak, jeżeli wykonalny.
— Ja ci zaręczam; przygotuj się do wyjazdu...
— Ja zawsze gotów jestem; tylko, jak wiesz o tem, nigdy nie wyjeżdżam... i teraz pewnie będzie, jak zawsze...
— A ze mną razem czy pojedziesz?...
— Spróbuję.
— Śmierci się równają te twoje wieczne obawy, Giulio czegóż ty się boisz?...
— Bardzo wielu rzeczy.
— Jakich naprzykład?...
Oblicze Mazariniego straciło wyraz szyderczy, głęboki smutek malował się na niem, gdy zaczął mówić:
— Anno, ty jesteś kobietą, i jako taka, możesz bezkarnie ubliżać mężczyznom: zarzucasz mi tchórzostwo, a jednak mniej się obawiam, niż ty sama, ponieważ nie myślę uciekać. Przeciw komu krzyczano?... Kogo chciano wie-