Mazarini popatrzył uważnie, czy nie zapomniał jakiego klucza w szafach i wyszedł.
Dziesięć minut upłynęło, w ciągu których d‘Artagnan czynił wszystko, co mógł, ażeby przejrzeć pierwszą kopertę i przeczytać, co było na drugiej, ale nic nie wskórał.
Mazarini powrócił — blady i żywo czemś zajęty; usiadł przy biurku; d‘Artagnan przyglądał mu się, jak przedtem kopercie; ale koperta jego twarzy była równie nieprzenikniona jak koperta listu.
— E!... e!... — rzekł do siebie gaskończyk — minę ma zagniewaną.
— Czyżby na mnie? Namyśla się, czyby mnie posłać do Bastylji? Bardzo pięknie, ekscelencjo! Przy pierwszym słowie, uduszę cię i staję się frondystą. Nieść mnie będą triumfalnie, jak Broussela, a Athos ogłosi mnie Brutusem francuskim. To byłoby dopiero zabawne. Gaskończyk przy swej wybujałej wyobraźni widział już wszystkie korzyści, jakie mógł wyciągnąć z takiego położenia. Ale Mazarini nie wydał żadnego rozkazu w tym rodzaju, a przeciwnie zaczął głaskać d‘Artagnana.
— Masz słuszność — rzekł do niego — mój drogi mości d‘Artagnan — nie możesz jeszcze jechać!
— O!... — rzekł d‘Artagnan.
— Oddaj mi tę depeszę, proszę.
D‘Artagnan spełnił rozkaz, Mazarini spojrzał, czy pieczęć jest nietknięta.
— Będę pana potrzebował dziś wieczorem — rzekł — przyjdź pan za dwie godziny.
— Za dwie godziny, Wasza Eminencjo — rzekł d‘Artagnan — mam schadzkę, na którą nie mogę się nie stawić.
— Niech cię to nie niepokoi — rzekł Mazarini — to jedno i to samo.
— Dobrze!... — pomyślał d‘Artagnan — byłem tego pewny.
— Przychodź więc pan o godzinie piątej i przyprowadź z sobą kochanego pana du Vallon; ale zostaw go w przedpokoju, chcę tylko z tobą pomówić.
D‘Artagnan skłonił się. A kłaniając się, mówił do siebie:
Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/474
Ta strona została przepisana.