Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/477

Ta strona została przepisana.

— Najgodniejszy ze wszystkich, mój przyjacielu, skoro do ciebie się udaję.
— Otóż — rzekł d‘Artagnan — wyznaję, Wasza Eminencjo — że oddawna oczekuję takiej sposobności. Niech pan raczy więc powiedzieć mi jak najprędzej, co ma do powiedzenia.
— Otóż, mój drogi mości d‘Artagnanie — podchwycił Miazarini — będziesz miał tego wieczora w swem ręku losy państwa.
Zamilkł.
— Niech Wasza Eminencja raczy dać mi bliższe wyjaśnienia... czekam.
— Królowa postanowiła wraz z królem odbyć małą podróż do Saint-Germain.
— O! o! — odrzekł d‘Artagnan — to znaczy, że królowa chce opuścić Paryż.
— Pojmujesz pan — kaprys kobiecy?..
— Tak, pojmuję to bardzo dobrze — rzekł d‘Artagnan.
— Po to wezwała cię do siebie dziś zrana i kazała ci przyjść o piątej.
— I trzebaż mi było aż przysięgać, że nikomu nie powiem o tej schadzce!... — wyszeptał d‘Artagnan. — Oj! kobiety!... choćbyście nawet były królowemi, zawsze pozostaniecie kobietami.
— Czyżbyś przeciwny był tej małej wycieczce, drogi mości d‘Artagnan?... — zapytał Mazarini niespokojnie.
— Ja, Wasza Eminencjo!... — odrzekł d‘Artagnan — a to dlaczego?...
— Bo wzruszasz ramionami!...
— To już taki mój sposób mówienia!...
— Więc pochwalasz tę podróż?...
— Nie pochwalam, ani też ganię, Wasza Eminencjo, czekam tylko na rozkazy.
— To dobrze. Na pana właśnie zwróciłem oczy, ażeby przewieźć króla i królowę do Saint-Germain?...
— A to łajdak!... — rzekł do siebie d‘Artagnan.
— Widzisz więc dobrze — podchwycił Mazarini — że, jak powiedziałem, losy państwa znajdują się w twojem ręku.
— Tak, Wasza Eminencjo, i czuję całą odpowiedzialność tego obowiązku.
— Przyjmujesz pan jednak?...