Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/484

Ta strona została przepisana.

— To widzę, iż trzeba ci zaufać bez żadnych zastrzeżeń.
— Tak będzie najlepiej, niech mi wierzy Wasza Eminencja.
— Więc chodź pan za mną — rzekł Mazarini.
Mazarini wprowadził d‘Artagnana do modlitewni i kazał mu zaczekać. W pięć minut później zjawiła się królowa w odświętnym stroju. Wyglądała teraz na lat trzydzieści pięć zaledwie i była zawsze jeszcze piękna.
— To pan, panie d‘Artagnan — odezwała się z wdzięcznym uśmiechem — dziękuję, żeś nalegał na widzenie się ze mną.
— Błagam przebaczenia Waszą Królewską Mość — odrzekł d‘Artagnan — ale chciałem otrzymać rozkazy z jej ust własnych.
— Wiadomo panu, o co chodzi?...
— Tak, pani.
— Przyjmujesz pan to polecenie, które ci powierzam?...
— Z wdzięcznością.
— To dobrze, bądź pan tutaj o północy.
— Będę.
— Panie d‘Artagnan — rzekła królowa — zbyt dobrze znam pańską bezinteresowność, abym ci miała mówić o wdzięczności w tej chwili; ale, przysięgam ci, nie zapomnę tej drugiej przysługi, jak zapomniałam o pierwszej.
— Waszej Królewskiej Mości wolno jest pamiętać i zapominać, i nie wiem, o czem chce mówić...
D‘Artagnan skłonił się.
— Idź, panie — rzekła królowa z najczarowniejszym uśmiechem — idź a powróć o północy.
Skinęła mu ręką na pożegnanie i d‘Artagnan oddalił się, lecz, oddalając się u dołu portjery, z poza której weszła królowa spostrzegł koniuszek aksamitnego trzewika.
— Dobryś — rzekł — Mazarini podsłuchiwał, chcąc się przekonać, czy go nie zdradzam. Doprawdy ten hultaj włoski nie wart, ażeby mu służył porządny człowiek.
Pomimo to d‘Artagnan stawił się punktualnie na schadzkę. O godzinie pół do dziesiątej wchodził już do przedpokoju. Bernouin czekał i zaraz go wprowadził. Zastał kardynała, ubranego po cywilnemu.
Bardzo dobrze wyglądał w tym kostjumie; blady był jednak bardzo i trząsł się trochę.