Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/490

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XII
KARETA PANA KOADJUTORA

Zamiast powrócić przez bramę Ś-go Honorego, d‘Artagnan, mając dość czasu przed sobą, okrążył drogę i wszedł przez bramę Richelieugo. Zaraz go zauważono, a kiedy po kapeluszu jego z piórami i po płaszczu z galonami poznano, że jest oficerem muszkieterów, otoczono go z zamiarem, ażeby zmusić do krzyczenia: „precz z Mazarinim!“
Z początku niepokoiła go ta demonstracja, ale kiedy się dowiedział, o co chodzi, krzyknął tak głośno, że zadowolił najwybredniejszych.
Podążył dalej ulicą Richelieugo, rozmyślając, w jaki sposób wywiezie królowę, gdyż o wywiezieniu jej w karecie z herbami Francji, nie można było nawet marzyć, gdy wtem przed bramą pałacu parni de Guemenée spostrzegł pojazd.
Myśl nagła zabłysła mu w głowie.
— O!... to byłoby paradne!... — rzekł.
I zbliżył się do karety, przyjrzał się herbom na drzwiczkach i liberji stangreta. Badanie to było dlań tem łatwiejsze, że woźnica spał na koźle, jak zabity.
— Tak, to kareta pana koadjutora — rzekł — na honor, zaczynam wierzyć, że nam sprzyja Opatrzność.
Po cichu wślizgnął się do karety i, pociągnąwszy za sznurek, który przywiązany był do stangreta, zawołał:
— Do pałacu królewskiego!...
Stangret, obudzony znienacka, pojechał na wskazane miejsce, nie wątpiąc, że rozkaz pochodzi od jego pana. Szwajcar miał już zamykać kraty bramy, ale, widząc ten