Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/495

Ta strona została przepisana.

wieczora wyświadczy on nam wielką przysługę. — Młody król spojrzał na oficera wielkiem dumnem okiem i powtórzył:
— Pan d‘Artagnan!
— Tak, mój synu.
Młody król podniósł zwolna drobną rączkę i podał ją muszkieterowi; ten przykląkł i ucałował ją.
— Pan d‘Artagnan — powtórzył Ludwik — dobrze, pani.
W tej chwili dał się słyszeć, jakby zbliżający się zgiełk.
— Co to?... — odezwała się królowa.
— O! o!... — odpowiedział d‘Artagnan, nadstawiając ucho delikatne i wytężając wzrok inteligentny — to lud tak hałasuje.
— Trzeba uciekać — rzekła królowa.
— Wasza Królewska Mość powierzyła mi kierownictwo w tej sprawie, trzeba zostać i dowiedzieć się, czego lud chce.
— Panie d‘Artagnan!...
— Odpowiadam za wszystko.
Nic się tak prędko nie udziela, jak ufność.
Królowa, pełna siły i odwagi, odczuwała w najwyższym stopniu te dwie cnoty w innych.
— Czyń pan, jak chcesz — rzekła — zdaję się na pana.
— Czy Wasza Królewska Mość pozwoli mi w całej sprawie dawać rozkazy w jej imieniu?
— Rozkazuj pan?
— Czegóż chce ten lud?... — zapytał król.
— Zaraz się dowiemy, Najjaśniejszy Panie.
I wyszedł szybko z pokoju. Wrzawa wzmagała się coraz bardziej, zdawało się, że już ogarnia cały pałac królewski. Słychać było niezrozumiale krzyki.
Król, napół ubrany, królowa i Laporte — pozostali na miejscu, nadsłuchując i czekając. Comminges, który tej nocy był na straży w pałacu królewskim, nadbiegł; miał około dwustu ludzi na dziedzińcach i w stajniach; oddawał ich do rozporządzenia królowej.
— I cóż?... — zapytała Anna Austrjacka, widząc powracającego d‘Artagnana — i cóż?
— Rozeszła się pogłoska, że królowa opuściła pałac królewski, zabrawszy króla, i lud chce się przekonać, że tak nie jest, albo grozi zburzeniem pałacu.