Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/497

Ta strona została przepisana.

— Ale niech wszyscy nie wchodzą, niech wejdzie deputacja z dwóch lub czterech osób.
— Wszyscy, proszę pani.
— Ale pomyśl pan, zatrzymają nas do rana.
— Kwadrans tylko zajmą. Za wszystko odpowiadam, niech mi pani wierzy, znam lud, to wielkie dziecko, które potrzeba tylko głaskać, wobec śpiącego króla będzie cichy, spokojny i lękliwy, jak baranek.
— To idź, Laporcie — rzekła królowa.
Młody król zbliżył się do matki.
— Po co robić to, czego ci ludzie żądają?... — wyrzekł.
— Trzeba, mój synu — rzekła Anna Austrjacka.
— No, jeżeli mówi się do mnie: „trzeba“, to nie jestem już królem?
Królowa nic nie odrzekła.
— Najjaśniejszy Pani pozwoli mi zadać pewne pytanie?... — odezwał się d‘Artagnan.
— Mów pan — rzekł.
— Wasza Królewska Mość zapewne sobie przypomina, jak bawiąc się w parku Fontainebleau, lub na dziedzińcach pałacowych w Wersalu, widział niebo, nagle się zachmurzające i rozlegające się grzmoty?
— Tak, bezwątpienia.
— Otóż ten huk piorunów, jakkolwiek Wasza Królewska Mość, miała ochotę jeszcze się bawić, mówił jej: Wracaj do domu, Najjaśniejszy Panie, trzeba.
— Tak, panie, ale powiedziano mi, że huk piorunów jest głosem Boga.
— Najjaśniejszy Panie — podchwycił d‘Artagnan — posłuchaj wrzawy ludu, a wyda ci się on bardzo podobny do huku piorunów.
Rzeczywiście w tej chwili starszny zgiełk doleciał, niesiony nocnym wiatrem. Wtem naraz ustał...
— Ot, Najjaśniejszy Panie, powiedziano ludowi, że Wasza Królewska Mość śpi, widzi więc Najjaśniejszy Pan, że zawsze jest królem.
Królowa patrzyła ze zdumieniem na tego człowieka, który odwagą nieustraszoną równał się z najdzielniejszymi, a rozumem delikatnym i przebiegłym dorównywał wszystkim.
Wszedł Laporte.
— I cóż Laporcie? — spytała królowa.