Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/506

Ta strona została przepisana.

— A pan? — zapytał książę.
— Ja kłaść się nie będę — odrzekł Mazarini — ja mam robotę.
Gaston kazał sobie pokazać pokój, gdzie było łóżko, nie troszcząc się wcale, jak się pomieści jego żona i córka.
— No, to i ja się położę — rzekł d‘Artagnan — chodź ze mną, Porthosie.
Szali obok siebie przez plac zamkowy. Porthos zdumionemi oczyma spoglądał na d‘Artagnana, który coś liczył na palcach.
— Czterysta, po pistolu sztuka, to czterysta pistolów.
— Tak — przywtórzył Porthos — to czterysta pistolów, ale co to znaczy czterysta pistolów?
— Pistola to za mało, — mówił dalej d’Artagnan, — to warte luidora?
— Co warte luidora?
— Czterysta po luidorze to czterysta luidorów.
— Czterysta? — rzekł Porthos.
— Tak, jest ich dwieście, a potrzeba przynajmniej po dwa na osobę. Po dwa na osobę, to czterysta.
— Czterysta, ale czego?
— Posłuchaj — rzekł d‘Artagnan.
A ponieważ snuło się mnóstwo ludzi, przyglądających się ze zdziwieniem przyjazdowi dworu, dokończył zdania szeptem.
— Rozumiem — rzekł Porthos, — rozumiem... wybornie, dalibóg, wybornie!
— Dwieście luidorów na każdego to pięknie, ale co o tem powiedzą?
— Niech mówią sobie, co zechcą, zresztą czyż się dowiedzą, że to my.
— Ale któż się zajmie podziałem?
— Czyż niema tu Mousquetona?
— Ale moja liberja — rzekł Porthos — poznają moją liiberję!
— To ubranie wywrócimy spodem.
— Zawsze masz rację, mój drogi! Ale, skąd, do djabła, czerpiesz te wszystkie pomysły.
D‘Artagnan uśmiechnął się. — Dwaj przyjaciele udali się pierwszą ulicą którą napotkali; Porthos zapukał do drzwi domu po prawej stronie, gdy d‘Artagnan zapukał do drzwi po lewej.