Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/517

Ta strona została przepisana.

lub zniechęcenie; rumaki ich leciały jakby na skrzydłach, oni zaś nie przestawać mówić o Athosie i Aramisie.
Obóz leżał między Saint-Omer i Lambe, przyjaciele dotarli do obozu i pierwsi przynieśli wiadomości o ucieczce króla i królowej, o czem krążyły tu tylko głuche pogłoski. Zastali Raula przy namiocie, leżącego na sianie, które koń jego skubał ukradkiem.
Młodzieniec miał oczy czerwone i wydawał się przygnębiony. Margrabia de Grammont i hrabia de Guiche powrócili do Paryża, a biedne dziecko znajdowało się osamotnione zupełnie.
Po chwili Raul podniósł oczy i zobaczył dwóch jeźdźców, którzy mu się przypatrywali, poznał ich i przybiegł z otwartemi ramionami.
— O! to wy... drodzy przyjaciele! — zawołał — czy mnie szukacie? czyście przyjechali po mnie? a może przynosiecie mi wiadomość o moim opiekunie? Niewiem co się z nim stało. O! tak jestem niespokojny, że mi się na płacz zbiera.
I rzeczywiście dwie grube łzy stoczyły się po ogorzałych licach młodzieńca. Porthos odwrócił głowę, ażeby nie dać poznać po swej poczciwej szerokiej twarzy, co się działo w jego sercu.
— E! do djabła! — rzekł d‘Artagnan potężnie wzruszony — nie rozpaczaj tak, przyjacielu mój, jeżeliś ty nie otrzymał listów od hrabiego, to myśmy za to dostali.
— O! doprawdy?... — zawołał Raul.
— I nawet wiadomości są uspakajające — rzekł d‘Artagnan widząc radość, jaką ta nowina sprawia młodzieńcowi.
— Czy masz pan list przy sobie?
— Tak, to jest miałem — rzekł d‘Artagnan, udając, że go szuka — tak, musi być w kieszeni, pisze do mnie, że wraca, nieprawdaż, Porthosie?
D‘Artagnan, chociaż był gaskończykiem, nie chciał brać na siebie całego ciężaru tego kłamstwa.
— Tak, — odrzekł Porthos, chrząkając.
— O! daj mi pan ten list — rzekł młodzieniec.
— E! przed chwilą jeszcze go czytałem, czyżbym go zgubił? A do licha! w kieszeni mam dziurę.
— O! tak, panie Raulu — dorzucił Mousqueton — list był bardzo pocieszający i panowie czytali mi go, aż płakałem z radości.