Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/518

Ta strona została przepisana.

— To przynajmniej wiecie, panowie, gdzie się znajduje? — zapytał Raul, napół uspokojony.
— A! tak, — odrzekł d‘Artagnan — naturalnie że wiem, ale to tajemnica.
— Przecież nie przede mną, spodziewam się?
— Nie; nie przed tobą, to też zaraz ci powiem, gdzie się znajduje.
Porthos patrzył na d‘Artagnana zdziwionemi oczyma.
Gdież, u djabła, mam oznaczyć miejsce tak, żeby tam do niego nie pojechał? — mruczał d‘Artagnan.
— No, panie, gdzież on jest? — zapytał Raul głosem słodkim i pieszczotliwym.
— Jest teraz w Konstantynopolu.
— U turków! — zawołał Raul przestraszony — mój Boże! Co też mi pan mówi?
— Jakto? czy cię to przestrasza! — rzekł d‘Artagnan. — Ba! alboż to turcy nie są ludzie, tacy sami, jak hrabia de la Fére i opat d‘Herblay.
— O! to przyjaciel jego jest z nim — podchwycił Raul — to mnie trochę uspokaja.
— A to ci ma spryt ten szatański d‘Artagnan! — szepnął do siebie Porthos, zachwycony dowcipem przyjaciela.
— A teraz — rzekł d‘Artagnan, któremu pilno było zmienić przedmiot rozmowy, oto pięćdziesiąt pistolów, które pan hrabia przysłał dla ciebie przez tego samego posłańca z przypuszczeniem, że już nie masz pieniędzy, i że ci się te bardzo przydadzą.
— Mam jeszcze dwadzieścia pistolów.
— No, weź te, to będziesz miał siedemdziesiąt.
— A jeżeli chcesz pan więcej — rzekł Porthos, sięgając ręką do swego worka.
— Dziękuję panu — odrzekł Raul, rumieniąc się — tysiąckrotnie panu dziękuję.
W tej chwili pokazał się Olivan.
— Ale, — rzekł d‘Artagnan tak głośno, ażeby go lokaj słyszał — czy jesteś zadowolony z Olivana.
— Tak, tak sobie.
Olivan udał, że nie słyszy i wszedł do namiotu.
— Troszkę złodziej.
— O! panie! o!
— A nadewszystko wielki tchórz.