Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/522

Ta strona została przepisana.

— Posłuchaj — rzekł d’Artagnan kiedy nasze posłannictwo się skończy...
— To co?...
— To zobaczymy.
Przy tych słowach przyjaciele przybyli do hotelu „pod Herbami Anglji“, gdzie zjedli wieczerzę z wielkim apetytem, poczem niezwłocznie udali się do portu.
Statek jakiś rozwijał już żagle, a na pokładzie tego statku Mordaunt przechadzał się niecierpliwie.
— To rzecz dziwna... — odezwał się d‘Artagnan kiedy łódka wiozła ich na pokład Sztandaru — to rzecz dziwna, jak ten młodzieniec podobny jest do kogoś, którego znałem, ale nie mogę powiedzieć do kogo.
Przybili do schodków i po chwili znaleźli się na statku. Wprowadzenie koni na pokład trwało jednak dłużej, niż ludzi, i statek podnieść mógł kotwicę dopiero o godzinie dziewiątej.
Młodzieniec trząsł się z niecierpliwości i kazał rozwinąć wszystkie żagle. Porthos, znużony trzema bezsennemi nocami i drogą kilkudziesięciu mil na koniu, poszedł do swej kajuty i spał. D‘Artagnan, przezwyciężając wstręt do Mordaunta, przechadzał się z nim po pokładzie; i setki histroji opowiadał, ażeby go zmusić do mówienia.
Mousqueton cierpiał chorobę morską.