Strona:PL Dumas - Dwadzieścia lat później.djvu/523

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XV
SZKOT DLA GROSZA MARNEGO SPRZEDAŁ KRÓLA SWEGO

Pomiędzy dwiema rzekami, na granicy szkockiej, ale już na ziemi angielskiej, wznoszą się namioty małej armji.
Północ. Ludzie, w których po nogach nagich, po spodniach krótkich, po pledach i piórach u czapek, poznać można szkotów, czuwają niedbale. Księżyc uwydatnia mury, dachy i dzwonnice miasta, które Karał I-szy oddał wojskom parlamentu, tak, jak Oxford i Newark, co trzymały jeszcze z nim w nadziei jakiegoś pogodzenia. Na jednym z końców obozu, obok dużego namiotu pełnego oficerów szkockich, odbywających naradę, pod przewodnictwem starego hrabiego Lewen, ich wodza, śpi jakiś człowiek, na murawie, prawą ręką trzymając szpadę. Opodal, inny mężczyzna, ubrany po myśliwsku, rozmawia z placówką szkocką.
Kiedy wybiła godzina pierwsza w mieście Newcastle, śpiący obudził się i, przeciągnąwszy się, spojrzał uważnie dokoła, a widząc że jest sam, powstał i udał się w stronę mężczyzny, rozmawiającego z placówką. Ten poszedł mu naprzeciw. Spotkali się w cieniu namiotu po drodze.
— I cóż, drogi mój przyjacielu?... — odezwał się najczystszym językiem francuskim.
— A cóż, mój przyjacielu, niema czasu do stracenia trzeba uprzedzić króla.
— Cóż się więc dzieje?...
— Zbyt długo byłoby opowiadać. Zresztą dowiesz się o tem niebawem. Najmniejsze słówko, tu wymówione, może wszystko zgubić. Idźmy do milorda de Winter.